środa, 27 marca 2013

Rozdział jedenasty


Xabi

Lekarze byli zadziwieni szybkością, z jaką Sylwia wracała do zdrowia. Obawiali się, że tak poważne stłuczenia mózgu mogą skutkować paraliżem, czy upośledzeniem, ale jakimś cudem po wybudzeniu ze śpiączki farmakologicznej wszystko było w porządku. Nawet jej biedna, pęknięta czaszka zrastała się błyskawicznie. Jedynym trwałym skutkiem wypadku okazała się ślepota, która mimo upływającego czasu wciąż nie ustępowała.
- Nie wiemy dlaczego tak się dzieje - doktor Carvezzo bezradnie rozkładał dłonie. - Pani oczy, nerwy wzrokowe i część mózgu odpowiedzialna za przetwarzanie bodźców są absolutnie zdrowe. Być może w grę wchodzi jakiś czynnik psychologiczny.
- A czy jest coś, co można zrobić? - Sylwia zwróciła swe jasne oczy w kierunku lekarza. Krótkie, odrastające po operacji włosy, sterczały jej dookoła głowy jak niesforna aureola. - Jakaś terapia?
- Być może silny wstrząs psychiczny mógłby coś tu zmienić, ale nie chcę wyrokować, rozumie pani - doktor zamachał rękami, jakby chciał odlecieć. W tym momencie przypominał ptaka bardziej niż kiedykolwiek.
- Rozumiem - wygładziła kołdrę przed sobą. - Będę się zatem musiała nauczyć z tym żyć.
- Pomożemy ci - odezwał się Iker, który dotąd podpierał w milczeniu ścianę przy drzwiach. - Nie będziesz z tym sama. Jesli będzie trzeba cały Real będzie ci pomagał. Dobrze mówię, Alonso?
Spojrzał na mnie. Nie mogłem nic wyczytać z jego spokojnej, nieruchomej twarzy.
- No jasne - przyświadczyłem. Ująłem dłoń Sylwii. - Nigdy nie będziesz sama.
Pan Soriano wyglądał jakby miał się rozpłakać.
- Panowie, nie wiem, który z was właściwie będzie moim zięciem, ale mója córka nie mogła lepiej trafić! - rzekł, wyraźnie wzruszony. - Teraz wiem, że będzie bezpieczna!
Nagle zreflektował się, jakby dotarło do niego co właściwie powiedział. Iker uśmiechnął się kątem ust, Sylwia spuściła głowę, a ja siedziałem dalej na krawędzi łóżka i gładziłem jej dłoń.
- Przepraszam - bąknął Soriano, czerwony jak cegła. Wyszedł z pokoju, za nim zaś lekarz.
Wreszcie, po miesiącu uznano, że Sylwia jest dostatecznie silna, aby wypisać ją ze szpitala. Na korytarzu zgromadził się niezły tłumek, bo oprócz ojca Sylwii, Ikera i mnie, zwaliło się pół Realu. Cris z bukietem kremowych róż, Pepe z białymi kameliami, Ramos, też wyposażony w jakieś kwiatki, Marcelo, Luka Modrić, Benzema, Kaka, Mesut, Higuain, wszyscy z wiąchami kwiecia. Ściskali Sylwię, zapowiadali, że urządzą z tej okazji imprę, nawet usiłowali zaśpiewać piosenkę, ale ich Iker uciszył, tłumacząc, że od ich wycia innym chorym się niechybnie pogorszy. Istna fiesta.
Pan Soriano był tak roztrzęsiony, że nie mógł prowadzić, więc zaproponowałem, że ich oboje odwiozę do domu. Myślałem, że Iker zaprotestuje, albo przynajmniej coś powie, ale nie, stał tylko pod ścianą z kamienną twarzą i patrzył na Sylwię.
- Ej, stary, a może pojedziesz z nimi? - wyrwał się Pepe. Czasami bywał straszliwie nietaktowny, ale na ogół wynikało to z dobrych chęci.
- Dzięki, Kepler, ale nie - odparł Casillas spokojnie. - I tak się ledwo pomieszczą razem z tą całą oranżerią, którę przywlekliście.
Uśmiechnął się półgębkiem.
Wtedy Sylwia poprosiła go żeby podszedł. Zrobił to, a ona uściskała go i wyszeptała coś do jego ucha.
- To ja powinienem... - odparł. Nie dokończył zdania i schował się gdzieś za plecami Keplera.
Kiedy wyjeżdżaliśmy ze szpitalnego parkingu, żegnani przez stadko machających łapami i szczerzących się jak wariaci kumpli, Iker stał w drzwiach szpitala z rękami w kieszeniach.
Wiozłem ją do domu. Serce rosło mi z wariackiej radości. Czułem się jakbym wychodził z jakiejś potwornej ciemności, najdłuższej zimy mojego życia, ku światłu i życiu. W tamtej chwili każda moja komórka drgała miłością do Sylwii.

Iker:

Kiedy samochód Xabiego zniknął za rogiem, chciałem się cichutko zmyć. Nie miałem nastroju na żadne zbiegowiska, chciałem posiedzieć w samotności, zastanowić się co dalej. Ale nie było mi dane, bo ledwie ruszyłem w stronę samochodu, już mnie zatrzymali.
- Eeeeeej! Stój no! - wrzasnął Kepler na cały głos.
Zatrzymałem się.
- Musimy pogadać - oznajmił Cris z szatańskim uśmieszkiem, wyłaniając się z cienia.
- Chłopaki, nie mam ochoty... - zacząłem.
- Dobra, dobra, widzimy, że jest problem i to trzeba obgadać - oznajmił stanowczo Pepe. - Ładuj się do fury Crisa, ale już.
Nie było z nimi dyskusji, więc posłusznie wcisnąłem się na tylną kanapę sportowej bryki Ronaldo. Pojechaliśmy do małej knajpki, w której od lat obgadywaliśmy rozmaite sprawy, pewni, że jej właściciel, zaciekły kibic Realu, zadba o to, żeby nic nie wyciekło na zewnątrz. Kiedy jechaliśmy przez wąskie uliczki Madrytu, zamyśliłem się totalnie, wspominając wypadki minionych dni.
Mou odszedł, w wielkiej niesławie, a prawnicy Realu jakoś tak to zakręcili, że klub nie musiał mu płacić odszkodowania.
- Nie wiecie, co tracicie - warczał na ostatnim treningu. - Byłem waszą przepustką do wielkości! Ze mną mogliście wygrać Ligę Mistrzów, a tak dostaniecie w dupę od Polaczków z Borussii!
- Real jest wielki, z panem, czy bez pana - odparłem.
- Był wielki, zanim pan tu przyszedł - poparł mnie Ramos.
- Nie potrzebujemy żadnych przepustek! - wrzasnął Pepe. - Będziemy walczyć!
- Hołota! - prychnął Mou, z taką miną, jakby kot nasikał mu na buty.
Odszedł wreszcie, a my z nowym trenerem zaczęliśmy odbudowywać jedność w drużynie. I były efekty, znów wygrywaliśmy, znów walczyliśmy do ostatniego tchu. Nawet Alonso się otrząsnął, chociaż musiałem go parę razy opierdolić. Chłopaki patrzyli niespokojnie, czy nie skończy się to mordobiciem, ale nie, było jak kiedyś. No owszem, od Borussii dostaliśmy knoty, ale nie można mieć wszystkiego. Ważne, że szło ku dobremu.
Kilka dni po odejściu Mou, kiedy wychodziłem ze stadionu po wieczornym treningu, zaczepiła mnie Sara.
- Iker! - zatrzepotała rzęsami. - Dawno się nie widzieliśmy!
Nie miałem ochoty z nią gadać.
- Może wyskoczymy na drinka? - zaproponowała zalotnie.
- A co, potrzebujesz świeżego materiału? - zapytałem sarkastycznie.
- No daj spokój, wiesz, że nie o o mi chodzi - wydęła pomalowane jaskrawoczerwoną szminką usta. - Stęskniłam się za tobą.
Tego było za wiele.
- Słuchaj no, wiem dokładnie, co kombinowałaś z Mou - powiedziałem. - Wiem, że to ty byłaś jego kontaktem w mediach, ty wynosiłaś brudy z szatni.
- Muszę jakoś pracować - wzruszyła ramionami.
- To pracuj z dala ode mnie i od Realu - było mi niedobrze. - Myślisz, że nie wiem komu Mou wysłał ten filmik z szatni, pokazujący jak się tłukę z Alonsem?
Usmiechnęła się szyderczo.
- El Santo - parsknęła. - Istny świętoszek. Nie lubisz jak się wywleka twoje grzeszki? A'propos grzeszków, jak tam twoja ślepa cizia?
Odwróciłem się na pięcie, zaciskając zęby, żeby nie powiedzieć czegoś, co bym żałował. Poszedłem do szefa ochrony i wyjaśniłem mu, że pani Carbonero jest teraz persona non grata, z zakazem wstępu na stadion, o jakichkolwiek okolicach szatni nie mówiąc.
Pisk opon wyrwał mnie z zamyślenia. Cris zahamował z fasonem przed knajpą, paląc przy tym gumę. Jakim cudem nie miał tylu mandatów co choćby Benzema, było dla mnie niepojęte.
Usiedliśmy przy stoliku w kącie, Pepe zamówił butelkę mocnego wina, po czym wbił we mnie nieubłagane spojrzenie.
- No dobra, Casillas, co jest grane? - walnął prosto z mostu.
- A co ma być? - usiłowałem się migać.
- Nie mydl oczu - zażądał stanowczo Ronaldo. - Sylwia zdrowieje, a mimo to łazisz jak struty. Co jest?
Kelner postawił flaszkę i kieliszki na stole. Pepe natychmiast dorwał sie do flachy i jął rozlewać trunek do naczyń.
- Nie no, nic takiego - próbowałem bagatelizować. - Samo się wyjaśni, zobaczycie.
- Iiiiiiikeeeeerrrrrr! - powiedzieli jednogłośnie z politowaniem.
Wychyliłem spiesznie kieliszek wina. Chłopcy poszli w moje ślady.
- No dobra - powiedziałem. - Tylko żeby żaden pawian się ze mnie nie śmiał.
Cris rzucił mi oburzone spojrzenie, a Pepe postukał się w czoło.
- Za kogo ty nas masz? - zapytał. - Wal.
- Bo widzicie... To porąbane jest. Kocham Sylwię na swój sposób. Wiem, że ją skrzywdziłem i chciałbym jej to wynagrodzić. Ale...
Dolałem sobie wina.
- Cholera - mruknąłem. - Nie chcę żeby odchodziła.
- No to o nią walcz! - Cris zamachał prawie pustym kieliszkiem.
- Jak mam o nią walczyć, kiedy ona mnie nie kocha? - zapytałem. Pepe dolał do kieliszków. - Ja wiem, że ona kocha Alonsa, to jego wołała, kiedy się budziła ze śpiączki. Widzę jak na niego reaguje, jak się rozpromienia, kiedy on się zjawia. Nigdy nie była taka, kiedy byliśmy razem.
- Poważna sprawa - Kepler podrapał się nóżką kieliszka po łysej głowie. - I co zamierzasz? Kelner, drugą butelkę!
- Nie wiem - ukryłem twarz w dłoniach. - Cholera, nie wiem. Chciałem o nią walczyć, ale to beznadziejne, Xabi kocha ją tak, że... No nie mogę, nie przeskoczę go. Ja jej tak nie kocham, jak on.
Deliberowaliśmy jakiś czas, osuszając przy tym drugą butelkę. Cris zaordynował trzecią.
- Wyjście jest jedno, Ikerku - orzekł Pepe z poważną miną. - Ty się zastanów co będzie najlepsze dla niej i wtedy podejmij decyzję. Rozumiesz mnie?
- Chyba tak - westchnąłem.
- Wpędziłeś ją w problemy, bo byłeś egoistą, więc teraz musisz myśleć inaczej - Kepler złapał mnie za kark i przysunął czoło do mojego czoła. - Sam mówisz, że trzeba się uczyć na błędach, to się teraz ucz!
Sylwia

Kiedy przyjechaliśmy do domu tata zakrzątnął się przy kwiatach, wstawiając je do wazonów, a Xabi pomógł mi się rozlokować. Potem tata pojechał do hotelu, w którym teraz mieszkał, tłumacząc się jakoś mętnie i zostaliśmy z Xabierem sami.
Siedziałam na kanapie, trzymając głowę na jego piersi, szczęśliwa, że już nie jestem w szpitalu i że mogę być przy nim. Czuć ciepło jego mocnego, muskularnego ciała i słuchać bicia jego serca.
- Jak dobrze, że ten koszmar się kończy - mruknął. - Jesteś tutaj, cała, zdrowa i bezpieczna.
Pocałował mnie w tył głowy, tam, gdzie pod włosami wiła się pooperacyjna blizna.
- Dobrze być znowu w domu - roześmiałam się. - Szpitalne jedzenie zbrzydło mi już do reszty.
- Będę ci gotował! - zaofiarował się.
- A umiesz?
- Zdziwisz się, moja piękna - jego pierś zatrzęsła się od śmiechu. - Upodobanie do seksu i jedzenia chodzą w parze.
- Jak to? - zdziwiłam się.
- Jedno i drugie to rozkosz zmysłów - nie mogłam zobaczyć jego twarzy, ale przysiągłabym, że się uśmiechał.
- Iker nie umie gotować - stwierdziłam znienacka. - Przypala nawet wodę na herbatę. Xabi, czy on tam został sam? Na parkingu?
Wyprostował się, uważając, żeby mnie nie potrącić.
- Nie martw się o niego, chłopcy na pewno sie nim zajęli - powiedział uspokajająco.
- Nie chcę... Nie chciałabym go zranić - powiedziałam z wahaniem.
Dotknął mojej twarzy.
- Rozumiem - w jego głosie pobrzmiewał niepokój. - Ale musisz w końcu wybrać któregoś z nas.
- Xabi, to nie jest takie proste...
- Wiem, ja nie naciskam. Pogodzę się z twoją decyzją, jakakolwiek by nie była... - głos mu zadrżał. - Ale chciałbym wiedzieć jaka ona jest.
Poszukałam dłonią jego ręki.
- Widzisz... Nie układało nam się z Ikerem. Sprawiliśmy sobie dużo bólu nawzajem. Ale teraz, po tym wypadku, wszystko się zmieniło. Nie chcę zadawać mu niepotrzebnego cierpienia.
- Rozumiem - głos Xabiego był cichy, nieledwie szept.
Wzięłam głęboki oddech.
- Jest coś, czego nie mogę ignorować - powiedziałam. - Miłość. Nie mogę postąpić wbrew temu co czuję.
Chyba przestał oddychać, czułam tylko jak jego palce zaciskają się na mojej dłoni. Podniosłam rękę i dotknęłam twarzy Xabiego.
- Kocham cię, Xabier, bardziej niż kogokolwiek na świecie.
Objął mnie i kołysał przez chwilę w ramionach nie mówiąc nic.
- Też cię kocham, kocham cię jak szaleniec. Jesteś dla mnie jak powietrze, bez ciebie nie istnieję - tchnął mi w ucho.
_________________________________________________________________________
Cóż mam napisać? Zbliżamy się do końca tej opowieści, chociaż nie wiem czy jeszcze jeden czy dwa rozdziały. Myślę, że skonsultuje to z Martiną, która pomaga mi ogarnąć końcówkę. Bez niej zginęłabym marnie. Siostrzyczki ruszą dopiero po zakończeniu El Santo... :D
Odnośnie rozdziału to tyle... Miało być we wtorek wieczorem, ale przebieżki naszych Orłów z pół amatorami z San Marino, były dość wyczerpujące. Panowie Hiszpanie też się nie popisali 1:1 z Finlandią i 1:0 z Francją. Smuteczek! 

No, ale już niedługo znowu wznowienie meczów ligowych i ćwierćfinały Ligii Mistrzów! Jupi!
                                                                                 Pozdrawiam :)

 

15 komentarzy:

  1. Tak się wzruszyłam, ojejciu!!! Normalnie paczka chusteczek poszła! Ten Xabi z tą Sylwią, oni są tacy, ojej!!! A Ikerek nie jest taki zly w końcu. Za to ta cała Carbonara, uuu, jaszczurka wredna!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeeeej! Teraz to już sama nie wiem z kim byłoby jej lepiej. Obaj bardzo ją kochają i traktują ją jako najważniejszą osobę w życiu, ale kogo ona wybierze?
    Czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń
  3. Muszę przyznać, że sprawa z tą miłością jest strasznie pogmatwana, chociaż w dalszym ciągu to Sylwia i Xabi mnie urzekają, szkoda mi Ikera, który skłonił się do refleksji. Nawet Sarę już ignoruje, a to jest wielki krok do przodu. Oby wszystko się poukładało na korzyść.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie zazdroszczę tej trójce sytuacji. Co by nie zrobić to i tak ktoś będzie cierpiał. Nie ukrywam, że jak dla mnie Sylwia idealnie pasuje do Xabiego. Widać, że Iker się zmienił i wiele spraw zrozumiał ale na to wszystko może być już za póżno
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Iker jest spoko xD Ale Alonso..... Klasa sama w sobie ;) za miesiac matura a ja zamiast sie uczyc czytam twoje opowiadania ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jojć, aleś to teraz pogmatwała. Xabi i Sylwia są razem cudowni, ale to, że Iker zaczął rozumieć pewne sytuacje komplikuje wszytko! Ale... jednak Xabi i Syl powinni być razem, Iker za późno to zrozumiał.
    Zapraszam na 9 rozdział, na http://estar-conmigo.blogspot.com/ Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Genialne. ^^
    Jeju, nie wiem, co bym zrobiła na miejscu Sylwii. Xabi - Iker. Iker - Xabi.
    Kogo wybrać? ;3
    Zastanawiam się, jak to się skończy. Szkoda, że zbliża się koniec. ;(
    Wciągnęło mnie to opowiadanie XD

    Pozdrawiam. Czekam na kolejny rozdział. ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Czytałam to dzisiaj rano w szkole z zapartym tchem aż wszyscy zdziwieni, że Ela siedzi cicho i dziwnie jest zbliżona do ekranu ale to szczegół.
    Dobra co do notki, szczerze piszesz wspaniale, podziwiam cię i na serio nie wiem jak to się skończy...
    Przed Sylwią trudny wybór, z jeden strony Iker z drugiej Xabi a w dodatku panowie dobrze się znają...
    Też czekam na LM, pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  9. To wszystko jest za trudne. Niby Sylvia kocha Xabiego ale jednak się wacha. Może po prostu nie chce skrzywdzić Ikera no albo nadal coś czuje do Casillasa..

    OdpowiedzUsuń
  10. szkoda mi Ikera nooo, ja go tak uwielbiam!
    Może sobie tylko wmawia, że kocha Xabiego?
    Czekam na nowość!

    OdpowiedzUsuń
  11. Strasznie to wszystko skomplikowane. Widać, że Sylwia kocha bardziej Xabiego, szkoda mi tylko Ikera bo widać, że chłopak się zmienił. Bez złamanego serca się nie obejdzie. Z niecierpliwością czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  12. A więc skoro Sylwia przyznała się to swoich uczuć, to już chyba wiadomo kogo wybierze. Chyba, że nas zaskoczyć ;) Nie mniej jednak szkoda mi Ikera...

    OdpowiedzUsuń
  13. Pojawił się prolog na http://firmera-en-el-amor.blogspot.com/. Mam nadzieję że spodoba ci się to opowiadanie. Jeśli chcesz, będę starała się informować :) Liczę również na rewanż :)

    A ja i tak licze że będzie z Ikerem :) Jest na to jakaś szansa?

    OdpowiedzUsuń
  14. Może się skończyć bardzo przewidywalnie lub bardzo nieprzewidywalne. I tego jestem ciekawa. Losy Sylwii i jej relacje uczuciowe są mocno skomplikowane, więc... kto wie jak to się wszystko potoczy???

    OdpowiedzUsuń