wtorek, 2 kwietnia 2013

Rozdział dwunasty


Xabi 

    Tydzień po wyjściu Sylwii z kliniki dłużył mi się, jak żaden inny w moim życiu. Po przegranej w Dortmundzie, podejmowaliśmy na Santiago Bernabeu, ekipę BVB. Cały piłkarski świat zamarł w oczekiwaniu, bo chociaż drużyna z Westfalii była mocnym przeciwnikiem, to nikt nie spodziewał się, że dostaniemy od nich cięgi.  Nie chcę się usprawiedliwiać, ale konflikt na  linii Królewscy kontra Wielki Mou, oraz wypadek Sylwii, źle wpłynęły na naszą grę. Co prawda Flores zatrudnił na miejsce Jose, Rafę Beniteza, ale z pustego i Salomon nie naleje. Facet był w porządku, zabrał się za porządki i od nowa tchnął w nas ducha walki. W lidze graliśmy w kratkę, Barcelona co prawda odjeżdżała nam, jak chłopaki z pueblo na dyskotekę w mieście, ale w końcu byliśmy Królewskimi, nie poddawaliśmy się tak łatwo.
Dortmund nieoczekiwanie stał się czarnym koniem tej edycji Ligii Mistrzów i jak prorokował Mou, chcieli nam skopać dupska.
U siebie jednak nie daliśmy się tak łatwo, w końcu mieliśmy za sobą naszych wiernych kibiców. Trybun co rusz eksplodowały okrzykami "Hala Madrid" i mniej lub bardziej zaciekłymi epitetami pod adresem niemieckiej drużyny.
Staraliśmy się jak nigdy, ale w dwudziestej pierwszej minucie Marco Reus umieścił futbolówkę ponad poprzeczką Casillasa.
Iker zwyzywał naszych obrońców, najbardziej dostało się Keplerowi, który krzycząc coś do Ramosa wyglądał jakby zaraz miał kogoś uszkodzić.  Troszkę poturbował gwiazdę BVB, Lewandowskiego, ale zrobił to na tyle sprytnie, że sędzie nie wyciągnął kartonika.  Ruszyliśmy tyłki i w trzydziestej czwartej minucie, nasz kochany Pepster zdołał wyrównać. Z radości rzuciłem mu się na plecy, po mnie nadbiegli jeszcze Cris i Ramos, tworzac z nami żywą , wielowarstwową kanapkę.
Gra zaczynała się od nowa, wstąpiły w nas nowe siły, musieliśmy wygrać, a przynajmniej nie przegrać. Z taką dewizą walczyliśny przez kolejne piętnascie minut, ale kolega reprezentacyjny Reusa, Marco Goetze zdołał wbić nam bramkę do szatni, ale jak później się okazało Arbeola dotknął piłki jako ostatni i gol został przyznany jemu.
Nie chcę mówić co działo się podczas przerwy. W Ikera jakby wstąpił szatan, miotał się po całej szatni jak oszalały, rzucał bidonem i ręcznikami. Przysiągłbym, że nawet Pepe się go boi.
- Kurwa, jak tak dalej pójdzie to przeorają nas po boisku i chuja będziemy mieć a nie awans dalej!- ryczał rozeźlony, mierząc nas wszystkich złowrogim spojrzeniem.
-  Nieźli są.- mruknął pod nosem Mordrić.
- A co myśleliście, że jak Bundesliga to będzie spacerek po parku? To są silne chłopaki w końcu gram z nimi w reprezentacji.- dodał Oezil. Spojrzeliśmy na niego z wyrzutem.
- Jak żeś taki cwany, to powinieneś ich rozszyfrować a ty powiewasz jak firanka na wietrze.- napadł na niego Ronaldo.
- Sam im właduj gola, portugalska latawico.- odciął się Mesut.
- Zamknijcie ryjce!- wtrącił się Pepester, wchodząc pomiędzy zdenerwowanego Crisa a Oezila. - Tam są też dwa Polacy, cieszcie się, że nie gra ten trzeci.
- Bla...Blasz...- zająkał się di Maria- No ja pierdole, co to jest za nazwisko.
- Błaszczykowski.- przyszedł mu z pomocą Modrić.- To normalne, polskie nazwisko.
- A idź mi z tymi Polakami. - ryknął przeraźliwie Iker- Ruszajmy dupska i na drugą połowę! Wszyscy za jednego! - krzyknęliśmy unisono.
Wylaliśmy na siebie całą frustrację, i na drugą połowę weszliśmy napełnieni nowymi siłami. Można rzec, że uskrzydleni. Mi osobiście odwagi dodawał, fakt że Sylwia słucha meczu a jej ojciec relacjonuje co dzieje się na boisku. Chciałem dograć ten mecz do końca. Dla niej! Dla mojej ukochanej!

Iker 

   Druga połowa meczu z Dortmundczykami była niczym droga krzyżowa.
BVB nie odpuszczało ani sekundy a my musieliśmy atakować, żeby nie wbili nam trzeciego gola, wtedy spalimy się ze wstydu, dając ograć im się dwa razy.  W pięćdziesiątej minucie Cris przebudził się z letargu i huknął do bramki Weidenfellera, ale ten pewnie obronił. Miałem wrażenie, że Niemcy słabną, ale przeciwnika nie można lekceważyć. Podeszliśmy tak do meczu w Dortmundzie, dostaliśmy dwa gongi i nie zdołaliśmy wyrównać a mogliśmy to zrobić. Teraz trzeba spiąć dupska i wygrać ten mecz, w tej chwili nie liczyło się nic innego.
Nie minęło dziesięć minut, jak Borussia przebudziła się a ich napastnik razem z pomocnikami Goetze i Reusem zaczęli przeprowadzać akcję pod moją bramką.  Na szczęście udało mi się złapać i zaczęliśmy kontratak do bramki przeciwnika. Pech chciał, że zarówno Pepe jak i Ramos mieli taki sam zamiar przejęcia piłki i obaj zderzyli się głowami w locie. Wyglądało to groźnie, ale szybko podniósł się Kepler i szczerząc zębiska podał rękę Sergiowi.
Następne trzydzieści minut było drogą do piekła, BVB miało jeszcze kilka groźnych sytuacji, ale Oezil zdołał wyrównać i mecz zakończył się remisem.
Schodziliśmy do szatni z przeświadczeniem, że walczyliśmy do końca i w tym pojedynku byliśmy słabsi od rywala. Nie było nam z tego powodu komfortowo, ale jak na drużynę, która zmieniła trenera i przeżyła rozłam w szeregach daliśmy z siebie wszystko. Byłem zirytowany, zmęczony i jedyne na co miałem ochotę to pojechać do domu i rzucić się na łóżko. Chłopcy jednak nie dali mi spokoju, wodzirejem jak zwykle był Pepe.
- No to co idziemy oblać ten zwycięski remisik?- zapytał zgromadzonych, paradując po szatni w zielonych slipkach.
- Nie obraź się stary, ale jestem zmęczony. - odezwał się Alonso.
Fakt, Grosskreutz grający w zastępstwie Błaszczykowskiego mocno go poturbował, ale drobna kąpiel i masaż postawią go na nogi. Rudobrody jest silnym człowiekiem, to urodzony wojownik.
- Narzekasz jak panienka, powiedz że Sylwia na ciebie czeka.- palnął Cris, za co Ramos kopnął go w kostkę. - Aua! No za co palancie?!
- Żebyś nie pierdolił jak potłuczony żelusiu.- wycedził wściekły Sergio.
Patrzyłem na to wszystko beznamiętnie a Xabi nie odezwał się ani słowem. Nie rozumiem, dlaczego chłopaki po naszej rozmowie zaczęli unikać tematu Sylwii.  Nie byłem kretynem i zdawałem sobie sprawę, że ona nie czuje już do mnie tego co ja do niej. Kochała mnie, byliśmy parą, ale nie potrafiliśmy przekłuć tego w poważny związek. Zmieniłem się i widziałem, że wypadek zmienił też Sylwię. Ona przy Alonso odzyskała spokój, wiedziałem że rudobrody będzie w stanie dać jej to, czego ja nigdy nie mogłem a być może nie chciałem. Przyznanie się do tego samemu przed sobą zajęło mi trochę czasu, ale nie mogłem dłużej się oszukiwać. Sylwia należała do Xabiego, jego kochała a ja naprawdę nie chcę stracić przyjaźni zarówno z nim, jak i z nią.
Oboje są dla mnie bliscy i wolę sam cierpieć, niż wcisnąć się pomiędzy ich uczucie a potem żyć ze świadomością, że unieszczęśliwiłem ich i siebie.
Taka miłość jak ich nie zdarza się często, i nie chcę mieć ich na sumieniu.
- Myślę, że popijemy kiedy indziej, Xabi jest zmęczony ja też nie mam ochoty na libacje a wiem jak to się z wami skończy. -spojrzałem na Keplera.
Pepe podszedł do mnie i położył mi swoje łapsko na ramieniu. Nie powiem mu tego wprost, ale w ostatnim czasie był mi droższy niczym brat. Ramos i Aveiro zresztą też, chociaż bardzo lubili się kłócić. Tęskniłem trochę za prywatnymi relacjami z Rudobrodym, ale bałem się że już nigdy nie będzie tak jak kiedyś.
- No dobrze, to my poświętujemy za was.- uśmiechnął się przebiegle Pepe idąc w stronę prysznica, po drodze zsunął gacie Mordricia, który spojrzawszy na rozbawionych chłopaków spłonił się jak różane dziewczę przed debiutem.

Sylwia
Upłynął tydzień od mojego wyjścia ze szpitala, dwa miesiące od wypadku a ja dalej żyłam w ciemności.  Ostatnio rzadko widywałam Xabiego, który z resztą Realu trenował przed meczem z Borussią Dortmund. Mój ojciec przeniósł się na ten czas z hotelu do mojego mieszkania, próbując umilić mi czas pogawędkami. Tata był inżynierem, zajmował się projektowaniem przewodów elektrycznych do samochodów firmy Dacia, Skoda i Renault. Bez reszty oddawał się swojemu zajęciu i potrafił godzinami opowiadać o nowinkach technicznych i wszystkich kabelkowych niuansach.  Nudziło mnie to okrutnie, ale nigdy nie miałam serca powiedzieć tacie, że nie rozumiem połowy z tego, o czym mi opowiada.
Gdy tata nie mówił o samochodach opowiadał mi o tym jak pięknie jest o tej porze roku w Barcelonie. O spacerach po ciasnych uliczkach mojego rodzinnego miasta, o zachodzącym słońcu podczas spacerów plażami Costa Brava.
Urodziłam się w Gdańsku, w Madrycie mieszkałam od niemalże dziesięciu lat, ale to Barcelona zawsze będzie moją małą ojczyzną.
- Tatku opowiedz mi o mamie. - zapytałam zaraz po meczu i telefonie od Xabiego, który przepraszał, że nie da rady dzisiaj przyjść. Był poobijany i lekarz zarządził udanie się do klubowych fizjoterapeutów do których po starciu z BVB, czekała długa kolejka.
Nie mogłam zobaczyć twarzy ojca, ale wiedziałam że jest poruszony. Nigdy nie chciałam rozmawiać o Matyldzie Obryckiej- mojej matce.  Miałam jej za złe, że zostawiła mnie dla nowej miłości a najbardziej za to, że zraniła ojca.
- Jesteś do niej bardzo podobna kochanie.- przytulił mnie delikatnie, całując w czubek głowy. Miała piękne, kręcone włosy i oczy koloru wiosennego nieba, ale takiego które można zaobserwować tylko w Polsce. Zarażała wszystkich swoim śmiechem , to tak jakby zza gęstych burzowych chmur nagle wyszło piękne słońce. Bardzo cię kochała, gdy się urodziłaś potrafiła godzinami stać nad twoim łóżeczkiem i śpiewać ci kołysanki. - odpowiedział a w jego głosie słychać było wzruszenie. Nie mogłam pojąć, dlaczego ojciec przed ponad dwadzieścia dwa lata kocha kobietę, która zostawiła go samego z małą córeczką, żeby wyjść za kogoś bogatszego. Nie raz widziałam jak wyciąga z szuflady biurka jej zdjęcie i wpatruje się w nie a w oczach ma łzy.
Zrozumiałam to dopiero, gdy poznałam Xabiego i  połączyła nas miłość, o której wiem że przeżyłaby wszystko, nawet nasze rozstanie. Było to uczucie, które przez te wszystkie lata drzemało wewnątrz mnie a dopiero pod wpływem Xabiera wyszło na światło dzienne. Rozpraszał mroki mojej ślepoty i dawał mi nadzieję, na lepsze jutro. Z nim mogłabym iść nawet do piekła i to dla niego pragnęłam przeżyć ten potworny wypadek.
- Tato, czy ty widziałeś się z mamą po rozstaniu?- musiałam o to zapytać.
Poczułam poruszenie, ojciec szykował się do odpowiedzi.
- Tak. Twoja matka jest w Madrycie, była tutaj przez cały czas kiedy byłaś chora.- odpowiedział a jego głos drżał z emocji. - Nie wiedziałem jak ci to powiedzieć, ale skontaktowałem się z nią przez twoich dziadków. Kochanie, twoja matka porzuciła nas, ale przez wiele lat żałowała swojej decyzji. Jej rodzice wiedząc, że nie chcesz jej widzieć odradzili szukania kontaktu. Matylda chciałaby się z tobą spotkać, ale nie wie czy ty tego chcesz.
- Czy ona jest z nim?- zapytałam, czując jak moje niewidome oczy napełniając się gorącymi łzami, które  wartkimi strumykami płyną po moich rozpalonych policzkach a potem skapują na bluzkę.
- Nie, twoja mama od dziesięciu lat jest wdową. Ma dwójkę dzieci siedemnastoletniego Marcela i jedenastoletnią Ingę. Oni wiedzą, że mają starszą siostrę.
- Czy mógłbyś zadzwonić i umówić mnie z mamą? Na piątek, chcę się z nią zobaczyć.
- Dobrze kochanie, jak sobie życzysz. Jesteś silną dziewczyną i moim słońcem, nigdy o tym nie zapominaj.- pocałował mnie i wyszedł z pokoju. Wiedziałam, że dużo kosztuje go każde spotkanie z Matyldą.
Xabi

    Po meczu wykąpałem się jeszcze w domu, a potem runąłem na łóżko tracąc świadomość. Rano obudziłem się z uczuciem, jakby ktoś nagle podłączył mnie do źródła prądu. Wszystko byłoby okay, gdyby nie moje obolałe plecy. Podjechałem do klubu na jeszcze jedną porcję masażu, Pedro- nasz klubowy masażysta dokładnie rozbił każde napięcie i tylko dzięki niemu zdołałem w jednym kawałku stawić się u Sylwii. Po drodze kupiłem jeszcze irysy a potem pojechałem prosto do mojej ukochanej. Na klatce schodowej spotkałem ojca Sylwii, który bardzo się spieszył i właściwie zdążyłem powiedzieć mu tylko dzień dobry.
Miałem klucze do jej mieszkania i po chwilowym przekręcaniu zamka zdołałem wejść do środka. Wszędzie panował idealny porządek a na każdym nadającym się do postawienia wazonu meblu, spoczywały bukiety kwiatów.
Część była ode mnie a niektóre dostawała od swoich pacjentów i przyjaciół. Chłopaki posyłali jej co kilka dni dowody swojej pamięci, inwestując w nie grubą kasę.
- Xabi to ty?- usłyszałem głos dochodzący z tarasu. Poszedłem tam by po chwili ujrzeć Sylwię ubraną w kwiecistą sukienkę, siedzącą pośrodku donic z kwiatami. Jej krótkie, złociste włosy otaczały ją niczym słoneczna aureola. Podszedłem odkładając po drodze kwiaty na niski stolik do kawy, gdy znalazłem się blisko niej, wziąłem ją w ramiona. Pocałowałem jej delikatnie rozchylone wargi, czując jak moje ciało budzi się do życia, po dwumiesięcznym celibacie. Była taka delikatna i tak słodko pachniała jakby przed chwilą wyszła z sadu owocowego, muskanego promieniami słonecznymi.
- To ja...- tchnąłem jej w usta, które rozciągnęły się w rozmarzonym uśmiechu.
- Czułam, że to ty.- objęła mnie mocniej w pasie oddając pocałunek. Podniosłem ją do góry, obdarzając coraz śmielszymi pieszczotami, nie zdążyliśmy dojść do sypialni, gdy Sylwia nagle zaczęła się śmiać.
- Co cię tak śmieszy?- zapytałem lekko zdezorientowany.
- Bo właśnie nabrałam ochoty na kąpiel w basenie.- odpowiedziała.
Teraz to ja będę potrzebował lodowatej wody z Morza Bałtyckiego, żeby ugasiła mój wewnętrzny pożar.
- Jedziemy do mnie?- zapytałem tylko a ona od razu uśmiechnęła się do mnie.- Gdzie masz stroje kąpielowe?
- Nie potrzebuję stroju Xabi. - uśmiechnęła się całując mnie jeszcze raz.
- No to jedziemy do mnie!- zarządziłem, biorąc ją na ręce.
Drogę do mnie przejechałem w niecałe pięć minut, właściwie to moglibyśmy iść pieszo, ale śpieszyło mi się wyjątkowo.
Sylwia cały czas uśmiechała się pod nosem, a ja czułem się jakbym zaraz miał eksplodować z pragnienia. Jak ona może się tak śmiać, gdy ja przeżywam męki?- jęknąłem parkując pod domem.
Bez ceregieli, znowu wziąłem ją na ręce niosąc na tyły domu, gdzie znajdował się zadaszony basen. Postawiłem Sylwię, chcąc rozsunąć drzwi, ale tak mi było prędko, że prawie wyrwałem je z szyny po której się zsuwały.
- Spokojnie kochanie.- położyła mi rękę na ramieniu a mnie jakby przeszył prąd.
- Już!- znowu porwałem ją na ręce wchodząc do pomieszczenie w całości wyłożonego płytkami, tworzącymi barwną mozaikę. Wszędzie były szyby, nawet na suficie, dzięki czemu w pomieszczeniu było bardzo słonecznie a w nocy można było zapalić boczne światla i kąpać się niemalże pod rozgwieżdżonym niebem. Położyłem Sylwię na leżaku a sam ściągałem z siebie odzienie, rzucając poszczególne części garderoby, tak że fruwały dookoła.
Musiałem trochę przystopować, bo najchętniej wziąłbym ją na tym leżaku a nie jestem przecież napalonym zwierzęciem.

Sylwia
    Nie poznawałam Xabiego, który był dziwnie zaaferowany i podniecony do granic możliwości. Też tęskniłam za jego ciałem i uczuciem, które wywoływał we mnie dotyk jego dłoni. Nie chciałam jednak zachowywać się jakbym zaraz miała go zgwałcić.
Gdy rozebrałam się do naga, usłyszałam jego zduszony jęk.
- Dobrze się czujesz?- zapytałam nie wiedząc gdzie właściwie stoi. Zaszedł mnie od tyłu przytulając do swojej owłosionej piersi. Pochylił głowę szepcząc do mojego ucha.
- Nie za bardzo, ale mam nadzieję że mnie pani wyleczy, pani doktor.- lekko przygryzł płatek mojego ucha.
Zadrżałam, ale nie chciałam od razu odrynować lekarstwa.
- Proponuję kąpiel i leczniczy okład z młodych piersi.- zachichotałam a on porwał mnie na ręce niosąc w stronę basenu.
- Ty niedobra kobieto.- zaśmiał zanurzając nas w wodzie. Była przyjemnie chłodna, ale nie zimna, idealnie chłodziła nasze rozpalone ciała. Uniósł mnie delikatnie tak, ze mogłam zarzucić ręce na jego szyję a on przechadzał się w wodzie.
- Bardzo mi tego brakowało.- odpowiedziałam, czując jak woda obmywa moje ciało aż po piersi. Uniosłam głowę a Xabi pochylił się wyciskając na moich ustach pocałunek. Wpiłam się w jego wargi, tak jakby od naszego ostatniego pocałunku minęły całe wieki a nie zaledwie piętnaście minut.
- Mi też...nawet nie wiesz jak bardzo.- przeniósł usta na moje sutki, drażniąc je delikatnie swoim zarostem.
Trzymał mnie w swoich ramionach, tak że plecami dotykałam tafli wody, ale cały czas czułam się bezpiecznie. Xabi pieścił mnie niczym wirtuoz, doprowadzając moje ciało na sam skraj rozkoszy. Po chwili uniósł mnie tak, że z powrotem objęłam go za szyję a jego usta pieściły moje ucho.
Jęczałam a on szeptał mi do ucha miłosne zaklęcia, podczas gdy woda wokół nas pluskała obmywając nasze rozpalone ciała. Wsunał się we mnie delikatnie, tak jakbyśmy przeżywali pierwszy raz, gdy poczułam go w sobie, miałam wrażenie że oboje unosimy się na fali, która piętrzy się coraz wyżej i wyżej. Oddech rudobrodego nagle stał się przyśpieszony, ramiona wzmocniły uścisk a ja przylgnęłam do niego jeszcze mocniej. Fala którą oboje zmierzaliśmy do celu, nagle uniosła nas na najwyższy poziom rozkoszy a my znieruchomieliśmy w swoich ramionach. Drżałam jak w febrze, ale było to najcudowniejsze uczucie jakie w życiu przeżywałam.
Uniosłam powieki i chociaż nadal spowijała mnie ciemność, to czułam na sobie wzrok Alonsa.
Pocałował mnie delikatnie a potem wyniósł z wody, okrywając puszystym ręcznikiem. Drugim przewiązał się w pasie i znowu porwał mnie na ręce, niosąc tym razem do sypialni,
Ułożył mnie na łóżku, sam zaś położył się obok, przyciągając mnie do siebie.
Uniosłam się, czując jak ręcznik zsuwa się ze mnie a gorące dłonie Xabiego badając moje ciało, na którym gdzieniegdzie były jeszcze krople wody.
Rudobrody uniósł się zlizując je ze mnie a ja zapomniała, co chciałam mu powiedzieć.
- Wiesz co?- zapytał sadzając mnie na swoich biodrach, podczas gdy jego dłonie obejmowały mnie w talii.
- Co?- uśmiechnęłam się pochylając do niego, nasze usta dzieliły już tylko milimetry.
- Powiem ci na ucho.- usłyszałam jego śmiech, nachylając się tak, żeby słyszeć to co ma mi do zakomunikowania.- Jeszcze nigdy nie kochaliśmy się w łóżku.- odpowiedział a ja poczułam jego ciepły oddech a potem język pieszczący płatek ucha.
- Najwyższa pora to zmienić.- zachichotałam jak mała dziewczynka, pieszcząc klatkę piersiową Xabiego.
Śmiejąc się i przekomarzając rozpoczęliśmy od nowa wędrówkę ku przyjemności.  Po wszystkim wtuliłam się w mojego ukochanego a on nakrył nas cienkim prześcieradłem.
Obudziłam się, czując na sobie ramię kochanka. Uniosłam powieki wiedząc, że nie będę w stanie go zobaczyć. Jakież wielkie było moje zdziwienie, gdy ujrzałam nagiego Xabiego wyzłacanego przez wpadające ostatnie promienie zachodzącego słońca.
Ze wzruszenia zaczęłam płakać, dotykając go i sycąc się widokiem jego ciała. Wyglądał niczym mityczny heros, na którego opadła zasłona snu.  Załkałam, czując jak szczęście rozsadza mnie od środka. Chciałam krzyczeć, tańczyć i śpiewać!
- Najdroższa?- przebudził się przytulając mnie do siebie.- Co się stało, dlaczego płaczesz?- wziął moją twarz w swoje dłonie patrząc mi głęboko w oczy, oczy które znowu widziały!
- Ja widzę!- wykrzyknęłam!- Xabi! Widzę cię!- pocałowałam go w usta, płacząc i śmiejąc się na przemian.

_____________________________________________________________________________
Udało mi się to dzisiaj skończyć, kosztem innego opowiadania. Pisanie przerywane oglądaniem meczu, to zuo. Do końca został jeszcze jeden rozdział :) 
                                                                            Pozdrawiam Fiolka :*

12 komentarzy:

  1. O kurde, ona widzi! I jaki pierwszy widok na dzień dobry, noooo :DDDDDDDDDDDDDDDDD A Pepiś jest przepocieszny :D

    OdpowiedzUsuń
  2. ONA WIDZI!! Ja wiedziałam że rudobrody ją uzdrowi :D AAAAAAAAAAAAA
    Ale czemu przed ostatni, czemu?!?!
    Fiola jesteś wspaniała ;*
    Czekam :D I zapraszam do siebie :p

    OdpowiedzUsuń
  3. o, zaczęła widzieć? CUD! xD
    Czekam na nowość ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. No tak, seks jest na wszystko lekarstwem :D Super, że odzyskała wzrok, już najwyższy czas aby w jej życiu nastąpił spokój. Teraz może być już tylko lepiej, Iker już zrozumiał, że Sylwia chce być z Xabim i mam nadzieję i raczej nie powinien robić problemów. Szkoda, że opowiadanie zbliża się ku końcowi
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. O jejku, jakie to jest słodkie!
    I tu muszę upewnić się w moim rozumieniu, że fizyczna bliskość z kochaną osobą, miłość bez granic spowodowały powrót wzroku u Sylwii. To naprawdę niesamowite, lepsze jak dar z niebios.
    W każdym bądź razie jestem szczęśliwa, że Sylwia nareszcie może ujrzeć otaczający ją świat, Xabiego.
    Szkoda, że pomału to już koniec.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo mi się podobał jak opisałaś ten mecz z Borussią. Opis wyszedł ci naprawdę ładnie :)
    Widać między Xabim, a Sylwią niezwykłą chemię. Normalnie jest to wręcz namacalne. No i zaczęła widzieć. Cieszę się razem z nią jej radością.
    Bardzo jestem ciekawa tego spotkania Sylwii z jej matką. Zapewne będzie to poważna rozmowa, ale może coś wniesie do życia Sylwii i zrozumie w stu procentach postępowanie własnej matki.
    Czekam na nowy.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nnno! Udało się - Sylwia widzi :) Iker chyba dał już sobie spokój, odsunął się w cień i tak chyba będzie lepiej. Być może nie dla niego, ale dla wielu innych osób - a zwłaszcza dla Sylwii - owszem.

    OdpowiedzUsuń
  8. No i super! Miałam takie przeczucie, że po takich przeżyciach - przejrzy :D
    Dobrze, że Iker zrozumiał, że Sylwia i Xabi są dla siebie stworzeni i on sam chce się przyjaźnić z nimi.
    I jak będzie wyglądało to spotkanie z matką?! Oto jest pytanie!
    Czekam na kolejny odcinek!

    OdpowiedzUsuń
  9. Seks to chyba jednak działa cuda :D Cieszę się, że Sylwia zaczęła widzieć...

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie wiem jeszcze dokładnie kiedy. Dopiero dostałam komputer z naprawy. Ale na innych blogach pojawiły się rozdziały. Min na http://pigmaalion.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Jak super, że Sylwia odzyskała wzrok :) Tylko szkodami,że to już przedostatni rozdział. Mam jednak nadzieję, że nikt nie zepsuje ich szczęścia :)

    OdpowiedzUsuń