wtorek, 12 marca 2013

Rozdział dziewiąty


Wciąż tylko ciemność,
wciąż tylko cisza.

Nie ma poranków

jest ciągły mrok.
Gdybym potrafił
tak dotrzeć w głąb ciebie,
i sprawić, byś zrobił znów
ku światłu krok.


Usłysz mnie proszę

w głębi twej ciszy:

będę przy tobie,
aż minie twa noc.

Jekyll&Hyde






Xabi

Nie wiem ile trwała operacja, wydawało mi się wtedy, że były to całe lata, ba, wieki, albo i tysiąclecia. Stałem przed zielonymi drzwiami sali i wpatrywałem się w nie, jakby to mogło sprawić, że wyjdzie z nich lekarz i wreszcie będę wiedział.
Czy ona przeżyje?
Och, gdybym mógł coś zrobić, żeby ulżyć jej w cierpieniu, żeby pomóc jej przetrwać... Ale nie mogłem! Mogłem tylko gapić się w te pieprzone drzwi i czekać. To było nie do wytrzymania, ta bezradność.
Nie wiem jak długo tak stałem, gdy ktoś wsunął mi w rękę kubek kawy. To był Pepe. Spojrzał na mnie z troską, klepnął w ramię i siadł na krzesełku obok Ramosa, kompletnie otępiałego Ikera i Cristiano, który, nie wiedząc co począć, ogryzał paznokcie. Peps coś najwyraźniej knuł, bo przywołał Sergia i Crisa i zaczęli się naradzać. Po chwili Ramos wstał i wyszedł, wyciągając jednocześnie z kieszeni komórkę.
To wszystko, co działo się wokół mnie, odbierałem jakby w zwolnionym tempie, wciąż oszołomiony, chociaż gdzieś w moim wnętrzu rodził się gniew. Ona nie może umrzeć. Nie może! Coś we mnie krzyczało i wyło. Znowu wbiłem wzrok w drzwi.
Parę godzin później operacja wciąż trwała. To było jak koszmar senny, który nie chce się skończyć. Ktoś wchodził, ktoś wychodził, Ramos przyszedł z jakimś starszym facetem, ja jednak nie zwracałem na to uwagi, wciąż wpatrując się w cholerne, zielone drzwi. Niech ktoś wreszcie przyjdzie. Niech powie, że uratowali Sylwię. Wstąpię do klasztoru, będę patrzył, jak Sylwia idzie do ołtarza z Ikerem jeśli... jeśli tak ma być, tylko proszę, Boże, nie pozwól jej umrzeć!
Wreszcie drzwi się otworzyły, tak cholernie powoli i na korytarz wyszedł wyraźnie zmęczony chirurg.
- Kto jest rodziną pani Soriano?
Przez chwilę miałem ochotę chwycić go za kitel na piersi, potrząsnąć i wrzasnąć, żeby dał sobie spokój z bzdurami.
- Ja - odezwał się starszy gość, przyprowadzony wcześniej przez Ramosa. - Jestem jej ojcem. Czy ona...?
- Żyje - odparł lekarz sucho. - Udało nam się zatamować krwawienie śródczaszkowe, jednak ze względu na rozległość obrażeń mózgu pana córka musi pozostawać w śpiączce farmakologicznej. Dopiero gdy się wybudzi, będziemy mogli stwierdzić jakie będą skutki tego urazu.
Nogi mi się ugięły, jakby były z plasteliny. Klapnąłem na podłogę jak wór ziemniaków. Żyje. O Boże. Żyje.

Iker

Nie pozwolili nam jej od razu zobaczyć, tłumacząc, że nie mogą o tej porze wpuszczać gości, a już na pewno nie na OIOM i nie takiej bandy. Pomogłem Xabiemu podnieść się z podłogi, a potem wszyscy wyszliśmy ze szpitala. Chłopaki chcieli mnie podwieźć do domu, ale powiedziałem, że pójdę piechotą.
I poszedłem, do kościoła. Zapaliłem świecę i długo się modliłem. Chyba świtało, kiedy wychodziłem stamtąd. Wiedziałem, że chłopcy będą jutro nieprzytomni na treningu, a Mou dostanie szału, ale mało mnie to wtedy obchodziło. Sylwia żyła i to było najważniejsze. Tylko to się liczyło.
Następne dni był niewyobrażalnie ponure. Sylwia leżała pod respiratorem, blada i drobniutka, jak porcelanowa figurka. Tylko jej ciemne rzęsy odbijały od białości pościeli, bandaży na jej głowie i bladości jej twarzy. Chodziłem do niej codziennie, czasami siedzieliśmy tam obaj z Xabim, patrząc na nią, czasem głaszcząc jej ręce. Nie gadaliśmy. Bo oczym mieliśmy gadać? O tym, że on rozpieprzył naszą przyjaźń? Czy o tym, że ja o mało nie zabiłem Sylwii?
Lekarze kazali uzbroić się w cierpliwość i czekać. To czekanie, bezczynnie, bez możliwości żeby jej pomóc, zabijało nas obu, ale Xabiego chyba bardziej. Ja się jakoś trzymałem, on się rozsypywał w oczach. W szpitalu był taki jak zawsze, opanowany, spokojny, grzeczny. Dopiero na boisku zaczynała się masakra.
No właśnie, boisko. Nie zawieszono mnie, tu jednak władze Realu stawiły opór chęciom Mou, za to trafiłem na ławkę rezerwowych. I tak bym się do niczego w bramce nie nadawał, totalny brak koncentracji. Równie dobrze, można by zamiast mnie powiesić tam ręcznik. Alonso dostał naganę i na tym się konsekwencje bójki skończyły. Przynajmniej teoretycznie, bo praktycznie to wszystko, plus krecia robota Mou, rozpieprzyły drużynę prawie na cacy. Zaraz po wypadku Sylwii o mało nie odpadliśmy z Pucharu Króla, potem na meczu ligowym nie mogliśmy się ogarnąć i po kwadransie przegrywaliśmy 1:0.
Xabi grał jak błędny. Nie widział co się wokół niego dzieje, przepuszczał piłki, dymił do każdego, kto się nawinął, wreszcie sfaulował gościa tak, że ten wywinął podwójne salto w powietrzu. Sędzia pokazał mu żółtą. Patrzyłem na trenera, zdziwiony, że nie zdejmuje Alonsa z boiska.
Pięć minut później Xabi wjechał w kogoś obiema nogami, facet, cholera, nie miał nawet piłki. Znieśli go z boiska, kostka mu poszła. Alonso oczywiście dostał czerwo. Chciał strzelić sędziego w pysk, Ramos i Marcelo musieli go na bok odprowadzić.
W końcu wygraliśmy, 2:1, Cris to jednak Cris, ale było ciężko. Po meczu Mou nawet nie zaszczycił nas swym towarzystwem i zmył się zaraz po konferencji prasowej. Myśmy rozpoczęli naradę w szatni.
- Tak, kurwa, dalej być nie może - Ramos stanął na środku szatni z rękami na biodrach. - Ten portugalski chuj, Mourinho, musi odejść.
Pepe spojrzał na niego krzywo, ale nie zdążył nic powiedzieć, bo wciął się Marcelo.
- Ramos, do kurwy nędzy, uważaj se trochę! Tu też są Portugalczycy, Fabio, Cris, Pepe...
- No dobra, przepraszam, poniosło mnie. Wracając do tematu, tego chuja trzeba się pozbyć, bo nas rozbije na amen. I mamy spore możliwości, panowie.
Teraz głos zabrał Pepe.
- To Mou nakręcił tę chryję w szatni, on też wysłał to do mediów. I można to udowodnić. Tak więc trzymamy go za jaja, panowie.
- Co chcesz zrobić? - zapytał Adan nieufnie.
- Nie co ja chcę zrobić, tylko co my chcemy! - oznajmił Pepe z mocą. - Idziemy jutro całą ekipą do szefa i walimy ultimatum: albo Mou, albo my. Jak nie wywali tego chuja, to zrobimy taką aferę, że zostanie gruz!
- Iker? Co ty na to? - to był Modrić.
Podniosłem głowę i zobaczyłem, że cała drużyna się na mnie gapi, jakby oczekiwali ode mnie ostatecznego rozkazu. Zebrałem myśli, z których większość krążyła dotąd wokół Sylwii i szpitala.
- Zróbmy to - powiedziałem. - Wykopmy Mou!
- Tak! - wrzasnęli jednym głosem.
- Tak! - krzyknął Pepe. - A kiedy się go stąd pozbędziemy, postawię wszystkim kolejkę! Nawet pewnemu andaluzyjskiemu fiutowi - zastrzygł nieco złośliwie oczyma ku Sergiowi.
- Pilnuj swojej brazylijskiej kluski - odciął się Ramos.
Szatnia eksplodowała śmiechem.
Tylko jeden człowiek się nie śmiał. Xabi. Po prostu siedział na ławce i patrzył w przestrzeń, kompletnie nieobecny duchem. Zupełnie jak nie on. Miałem ochotę przez chwilę podejść i go pocieszyć, taki się wydawał zagubiony i zagryziony, ale wtedy...
Wtedy zadzwonił mój telefon. Popatrzyłem na ekranik i serce mi podskoczyło. Dzwonił pan Soriano, ojciec Sylwii.
- Zamknąć się! - ryknąłem. Zamilkli posłusznie.
Przez chwilę nie dowierzałem temu, co mówił. Nie, to nie tak, ja po prostu przez chwilę nie mogłem tego pojąć, jakby Soriano mówił do mnie w obcym języku.
- Słuchajcie - powiedziałem drżącym głosem, patrząc z niedowierzaniem na telefon. - wybudzają ją. Właśnie ją wybudzają!
Alonso jednym sprężystym ruchem znalazł się tuż przy mnie, jego oczy świeciły jak ślepia dzikiego kota.
- Reaguje? - zapytał. - Mów! Reaguje?
- Nie wiem, Soriano się rozłączył...

 Rzucił się jak szaleniec w stronę drzwi, ale Cris złapał go za kołnierz.
- Gdzie? Sam nie będziesz prowadził, na pierwszym drzewie się rozmażesz.
Xabi rzucił mu mordercze spojrzenie.
- Puść! - warknął.
Pepe zastawił mu drogę.
- Sam nie będziesz prowadził - powiedział z naciskiem. - Iker, ogarniaj mózg, jedziemy do szpitala. Cris prowadzi.
Ronaldo jechał jak do pożaru, tak, że trasę pokonaliśmy w rekordowym tempie. Sprintem przelecieliśmy z parkingu do budynku szpitala, potem musieliśmy się na chwilę zatrzymać, bo wsiedliśmy do windy. Mnie serce łomotało, cieszyłem się jak wariat z tego, ze ją wybudzają, ale bałem się jak cholera tego, co się może okazać po wybudzeniu. Ile Sylwia jeszcze będzie musiała wycierpieć? Ile jeszcze czekało ją bólu?
Alonso stał z zaciętą twarzą, patrząc na zmieniające się numery pięter. Wyglądał, jakby miał ochotę poganiać windę, żeby jechała szybciej.
Pielęgniarka na OIOMie usiłowała nas zatrzymać, widząc, że próbujemy wejść obaj, ale wtedy w sukurs przyszedł Cris. Zaczął z nią regularnie flirtować, szczerząc zęby w uśmiechach i po chwili tak była nim zajęta, że za jej plecami mógłby przejść pułk wojska, a nie tylko my dwaj.
Przy łóżku Sylwii, jeszcze śpiącej, chociaż już nie szprycowanej tym środkiem, który ją utrzymywał w śpiączce, siedział jej ojciec.
- Wszystkie odruchy na razie są w normie - powiedział, a głos mu drżał. - Oddycha samodzielnie, Boże!
Xabi padł na kolana przy łóżku i jął całować palce Sylwii, szepcząc jej imię. Ja usiadłem przy jej łóżku. Pogłaskałem delikatnie jej chłodne, alabastrowe czoło. Jej długie rzęsy zadrgały, jak spłoszone motyle.
- Sylwia? - mój głos brzmiał, jakby wypływał z cudzych ust.
Otworzyła oczy.
- Xabier - wyszeptała cichutko. Serce zalała mi fala radości, ale jednak zaprawionej goryczą.
Alonso, wciąż klęcząc nachylił się nad nią. Twarz miał zalaną łzami.
- Tu jestem, najdroższa - wyszeptał.
- Sylwia, dziecko moje! - pan Soriano też płakał. Zorientowałem się, że moje policzki też były zupełnie mokre.
- Tata - szepnęła. Jej twarz rozjaśniła się dziecinnym uśmiechem. - Gdzie ja jestem?
- W szpitalu - odpowiedziałem. Słowa więzły mi w gardle.
- Iker - uśmiechnęła się leciutko. Otworzyła szerzej oczy. - Ciemno.
- Tu jest jasno kochanie - odparł łagodnie pan Soriano.
- Ja... nie widzę. Tylko ciemność.
Tylko ciemność.


__________________________________________________________________________
Chociaż na jednym z moich blogów nie ma obsuwy, za co serdecznie dziękuję Martinie! :*
Bez niej byłabym w przysłowiowej czarnej dupie! 
Oddaję więc Wam kolejny rozdział jednego z moich ulubionych blogów :D
Wciąż tylko ciemność  Piosenka, która nas obie inspiruje, jeśli macie ochotę to warto posłuchać, nawet jeśli nie jesteście fankami musicalu. 

A dla Martinki - "Iker z wiertarą byłby dla mnie parą,
Chcę przez życie futbolowo razem iść,
Iker z wiertarą byłby dla mnie parą,
Może mnie o rękę prosić choćby dziś! :D



15 komentarzy:

  1. Coooo?!?!
    Ona straciła wzrok.. no nie...
    Ale kocham chłopaków zrobią porządek z Mou bo tak się mu należy...
    Sorry nie ogarniam za bardzo bo szkoła a teraz mecz...
    Kurde czekam na next...
    Ciekawe co będzie dalej..
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ci dziękuję za tę piękną pieśń, jak również za pięknego Ikerra z wietarrą :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mów mi tylko, że ona straciła wzrok?!Mam nadzieję, że chłopaki zrobią porządek z Mourinho,znając życie nie będzie łatwo, ale oby się udało. Iker z wiertarą miażdży system :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Ona będzie widzieć , musi widzieć !
    Chociaż .. w sumie ... jakby nie widziała to by też dobre było .. ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Straciła wzrok?! I co teraz?!
    No i ja też z wielką chęcią pozbyłabym się Mou! Wredny dziad!
    Czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń
  6. Nawet nie wiem, co powiedzieć. Bohaterka straciła wzrok... Przez chwilę myślałam, że to tylko moja wyobraźnia płata mi jakiegoś figla, jednak utwierdziłam się w odwrotnym przekonaniu, czytając tekst raz jeszcze. To, co ją spotkało nie jest godne pożyczenia nawet swojemu największemu wrogowi, ale mam nadzieję, że jest na tyle dzielna, że przejdzie przez to.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ta animacja z Ikerem mnie po prostu rozwala i to dosłownie :D
    Szkoda mi i Xabiego, i Ikera. Oboje na pewno cierpią, a każdy z nich pokazuje to w zupełnie inny sposób.
    Cieszę się, że w końcu lekarze zdecydowali się wybudzić Sylwię ze śpiączki. Zastanawia mnie czy ta utrata wzroku jest tylko sytuacją przejściową, czy raczej pozostanie tak do końca.
    Niby trudniej jej będzie pogodzić się z utratą wzroku, ale najważniejsze jest to, że żyje.
    Ciekawa jestem czy rzeczywiście wywalą Mou ze stanowiska trenera. Cieszyła bym się razem z piłkarzami Królewskich :D
    Czekam na nowy.

    OdpowiedzUsuń
  8. O Boże... Jest źle. Jest bardzo źle. Ale żyje. To najważniejsze. Tylko, że jeśli nie odzyska wzroku, to co to będzie za życie? Oj komplikujesz im to życie niemiłosiernie... Ale dzięki temu jest zabójczo ciekawie. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział jest strasznie przygnębiający! :(
    Jedynie wymiana słów w szatni jest inna. A tak przygnębienie pasuje do sytuacji, ale smutno mi się zrobiło, pomimo że to tylko opowiadanie.
    Sylwia straciła wzrok?
    Ale tak na zawsze?! Proszę, niech nie będzie to na zawsze.

    Z niecierpliwością czekam na następny!

    OdpowiedzUsuń
  10. jezu, coś ty zrobiła! Oslepiłaś ją! JAK TAK MOZNAAA :C
    Czekam na nowość^^

    OdpowiedzUsuń
  11. Oby strata wzroku była tylko chwilowa. Ważne, że Sylvia żyje. Xabi i Iker mogą odetchnąć z ulgą. Pisz szybko bo jestem strasznie ciekawa co z bohaterką

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie no żal, ona ma widzieć! ;( Bo jak nie to cię znajdę :D
    Iker i wiertarka xD Hahaha! :D Rozwaliłaś mnie xD
    Świetne opowiadanie :)

    Zapraszam do mnie:
    http://zdjecie-z-marco.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Niby dobrze, bo przeżyła, ale straciła wzrok. Strasznie mi jej szkoda. Właściwie Ikera i Xabiego też. Jestem ciekawa, co będzie dalej. Czy odzyska wzrok, czy będzie z Xabim, a może z Ikerem.
    Czekam, czekam. Pisz szybko.
    'Iker z wiertarą byłby dla mnie parą.." Ahaha. ; DD

    OdpowiedzUsuń
  14. Sylwia straciła wzrok?! O nie... Mam nadzieję, że to odwracalne. Ale dobrze, że odzyskała przytomność.

    OdpowiedzUsuń
  15. Jak to Sylwia straciła wzrok?
    Akcja przeciwko Mou, może być ciekawie :D

    OdpowiedzUsuń