<Music>
Iker
Czułem się jak kompletny idiota. Poniosło mnie wtedy z Sarą na imprezie, fakt. Nie powinienem był jej całować, a jednak stało się. Sam nie wiem jak. Późniejsza rozmowa z Sylwią też raczej nie pomogła, bo nie potrafiłem po męsku przyznać się do tego, co się stało. Wyrzuciła mnie za drzwi i miała rację.
Dobijałem się potem na jej telefon, naprawdę chciałem to wszystko odkręcić, ale ona wyłączyła komórkę i zniknęła na kilka dni. Bałem się o nią, na treningach nie byłem w stanie się skupić, aż wreszcie ktoś mi powiedział, że Sylwia wyjechała na wieś. chyba w klinice... Tak, to była recepcjonistka z kliniki. Powiedziała mi też kiedy Sylwia wraca do pracy, więc postanowiłem, że przyjadę po nią gdy będzie kończyła i porozmawiamy.
No i, cholera, przyjechałem. Z bukietem róż, jak ostatni frajer. Czerwonych, bo takie lubiła. Zaparkowałem pod kliniką punkt szósta i czekałem, aż ona wyjdzie. Trochę to trwało, pewnie trafił się jakiś trudny przypadek. Nie zrażałem się, miałem jeszcze czas. Mogłem poczekać.
Wziąłem z siedzenia ten cholerny bukiet i myślałem intensywnie co powinienem powiedzieć Sylwii, wpatrując się w czerwone jak krew płatki. Świat musiał mi na chwilę zniknąć z oczu, bo następne co pamiętam, to ona, za przeszklonymi drzwiami kliniki. Wyskoczyłem z samochodu, a tymczasem jakiś gość, idący tuż za Sylwią otworzył jej drzwi i przytrzymał.
Boże, jak ona cudownie wyglądała. Jak anioł. Jakby świeciła od wewnątrz światłem, taka jasna i promienna. Uśmiechała się lekko, a ja stałem i patrzyłem, jak światło wieczornego słońca złoci jej włosy, tak, że wyglądały jak aureola.
I wtedy zobaczyłem dobrze tego kolesia, który wcześniej otworzył drzwi. To był Alonso. Mój kumpel z drużyny. Nie wierzyłem własnym oczom, patrząc jak obejmuje ją i całuje, a ona się do niego przytula. Nie wierzyłem, ale wiedziałem, że ten blask w niej... To on. To przez niego i dla niego. Czułem się, jakby niebo spadło mi na głowę.
Nie pamiętam za dobrze co było dalej, krew szumiała mi w uszach. Tych dwoje się pożegnało, chyba wsiedli do samochodów. Rzuciłem ten durny bukiet na ziemię i chyba po nim potem przeszedłem, idąc do swojego auta. I pojechałem... za nim. Za tym rudobrodym zdrajcą, który wbił mi nóż w plecy.
Xabi
Pożegnawszy Sylwię musiałem zbierać się na wieczorny trening. Mourinho dostawał szału, gdy którykolwiek z nas się spóźniał, bodaj o minutę. Apodyktyczny kretyn, wszyscy tak o nim myśleli, ale oczywiście nikt się do tego oficjalnie nie przyznawał. Z zewnątrz drużyna powinna była wyglądać na monolit, co zresztą nie udawało nam się ostatnio zbyt dobrze, właśnie dzięki trenerowi, który uwielbiał szczuć jednych na drugich. Martwiłem się nieco, tym co może się stać, gdy Sylwia zostawi Ikera. Casillas na pewno mi za to nie podziękuje, poza tym... Nie czułem się dobrze, kochając kobietę, która związana była z moim kumplem.
Fakt, traktował ją podle, czasami miałem ochotę go za to zdrowo opieprzyć, ale milczałem. Nie chciałem, żeby to wszystko się tak potoczyło, nie chciałem odbijać dziewczyny przyjacielowi. To nie było fair, ale czasami miłość przychodzi z taką siłą, jakby to było tsunami. I nic już nie jest takie jak było, a biegu spraw nie da się po prostu zatrzymać. Pragnąłem Sylwii, każdą komórką mego ciała, pragnąłem nie tylko się z nią kochać, ale być z nią, patrzeć na nią, iść z nią przez życie. Pragnąłem tego jak jeszcze nigdy niczego. Chciałem się nią opiekować, chronić ją, chciałem być jej mężczyzną.
Zajechawszy na klubowy parking otrząsnąłem się z tych myśli i skoncentrowałem na czekającej mnie pracy. Kiedy wysiadałem z auta na parking zajechał jakiś wariat, dziko piszcząc oponami. Coś rąbnęło, chyba w coś z lekka przyładował. Miałem tylko nadzieję, że nie był to wóz Pepe, bo ze sprawcy nie zostałoby nawet tyle, żeby pobrać próbkę DNA do identyfikacji, gdyby się Kepler dowiedział kto to.
Nie zdążyłem się przywitać z chłopakami w szatni, gdy drzwi otwarły się z trzaskiem i stanął w nich Casillas. Pierwszy raz w życiu widziałem go w takim stanie, bladego jak płótno i z błędnym wzrokiem. I nie tylko ja, wszyscy w szatni patrzyli na niego baranim wzrokiem. Marcelo przełknąl kawałek wcinanego pokątnie batonika i zapytał, niezbyt inteligentnie:
- Te Iker, stało się coś? Źle wyglądasz.
Pepe popukał się w czoło, natomiast Casillas bez słowa ruszył w moją stronę. Ramos i Benzema, wyraźnie zaniepokojeni, też się ruszyli.
- Zdrajca! - warknął Iker, popychając mnie na ścianę. - Pieprzony Judasz!
Podniosłem dłonie w górę.
- Iker, chłopie, spokojnie. Wyjaśnijmy to sobie...
- Nie ma, kurwa, czego! - ryknął. Zamachnął się na mnie pięścią. Uchyliłem się.
- Casillas, co ci odpierdoliło? - Ramos złapał Ikera za rękę. Ten wyrwał się i rzucił się na mnie, waląc pięściami na oślep. Nie chciałem go tłuc, w końcu miał się powód wkurwić, ale musiałem się bronić. W szatni rozgorzała bitwa.
Sylwia
Siedziałam w domu nad kieliszkiem wina, usiłując sobie to wszystko poukładać, gdy zadzwonił telefon. To był Pepe.
- Sylwia! - zaszeptał konspiracyjnie w komórkę. - Włącz telewizor, natychmiast! Jest niedobrze, jest abso-kurwa-lutnie źle!
- Pepe? Nie rozumiem, po co mam włączać...
- Po prostu włącz! - zaświszczał. - Dowolny kanał newsowy!
Spełniłam jego polecenie i oniemiałam. Na ekranie widać było dobrze mi znaną szatnię Realu, w niej zaś kompletny chaos. Xabi i Iker bili się, Casillasowi, ciekła ciurkiem krew z nosa, Xabi miał rozbity i krwawiący łuk brwiowy. Pozostali zawodnicy Królewskich próbowali ich rozdzielić, ale to nie było łatwe, bo Iker rzucał się jak szaleniec.
- Widzisz to? - zaszeptał mi w słuchawce Pepe. - Pobili się! O ciebie!
- Dobry Boże... - jęknęłam.
- To nagranie przysłało nam anonimowe źródło. Bójka miała zdarzyć się dzisiejszego wieczoru. Poprosiliśmy trenera Jose Mourinho o ustosunkowanie się do tego nagrania.
Twarz Mourinho promieniała zadowoleniem.
- Ten filmik prezentuje dobitnie, kto stoi za pogorszeniem atmosfery w szatni i wewnętrzym rozbiciem Królewskich. Widać chyba, że nie jestem to ja? Pan Casillas został odesłany do domu, jutro w bramce zastąpi go Adan. Klub zastanowi się nad dalszymi losami Casillasa.
- Żadne tam anonimowe źródło! - emocjonował się Pepe. - Mourinho sam wysłał, ja to widziałem, on dawno szukał haka na Ikera! Ja już muszę iść, ja w sraczu siedzę, wkręciłem Mou, że muszę się odlać, ale jak on mnie nakryje z komórką, to mi nogi z dupy wyrwie! Sylwia, ja nie wiem co wy tam z Xabim odwaliliście, a jak się faktycznie z nim tenteges to wiesz, wasza sprawa, ale zrób coś z Ikerem, bo on jest w strasznym stanie! Ledwie go od Alonsa oderwaliśmy!
Zamknęłam oczy.
- Ale Pepe, ja...
- Muszę lecieć! - syknął i rozłączył się.
Przez chwilę wpatrywałam się tępo w brzęczący telewizor, potem bez słowa wstałam i wyszłam.
Zgodnie z tym co powiedziano w telewizji Iker był w domu. Siedział na kanapie, z butelką polskiej wódki , popijając z gwinta.
- Iker... - powiedziałam nieśmiało. Czułam się cholernie podle.
Spojrzał na mnie przekrwionymi oczyma.
- Czego chcesz? - zapytał. - Rozpierdoliłaś moje życie, zniszczyłaś karierę, czego, kurwa, jeszcze chcesz?
- Porozmawiać - odparłam. - Źle się stało, ale nie obwiniaj mnie za wszystko. To nie ja kazałam ci bić się z Xabim.
- Xabi - powtórzył. - Kochany Xabi, wierny kumpel, wysłucha, pocieszy, a także wyrucha twoją kobietę, kiedy ty nie możesz. Czarujące.
- Nie mów tak! - krzyknęłam.
Podniósł się chwiejnie z kanapy.
- Nie mów mi co mam robić - rzekł ponuro.
- Iker, proszę cię - spróbowałam jeszcze raz. - Załatwmy to jak dorośli ludzie...
Zanim się obejrzałam, już przy mnie stał, obejmując żelaznym uściskiem w pasie.
- To znaczy jak? - zionął mi przetrawionym alkoholem w twarz.
- Puść mnie! - szarpnęłam się.
- Ohoho, pieszczotek nie łaska? Czyżbym nie był tak dobry, jak boski Xabier?
Spróbował mnie pocałować. Uderzyłam go w twarz.
- Podła dziwka - wymamrotał, puszczając mnie. - Idź sobie, gdzie chcesz.
Zaaplikował sobie kolejną porcję wódki z butelki.
- Idź i zdechnij, suko, zamiast rozpierdalać życie uczciwym mężczyznom! - ryknął, siadając na dywan z impetem.
Tego było dla mnie za wiele, moja krucha równowaga psychiczna runęła jak domek z kart. Płacząc wybiegłam z jego domu, nie patrząc dokąd idę.
Xabi
Po treningu, ponurym niczym pogrzeb, złapał mnie Pepe i poinformował mnie, że zadzwonił do Sylwii.
- Co jej powiedziałeś? - zapytałem, chwytając go za ramię.
- Nic, że się pobiliście i Casillasowi odpierdoliło... Aua! Alonso, czy tobie też odpierdala? Puść mnie, kretynie!
Spojrzałem na swoją rękę, ściskającą biceps Pepe z taką siłą, że aż pobielały mi palce.
- Przepraszam - powiedziałem machinalnie i zwolniłem uścisk.
Pepe popatrzył na mnie z urazą.
- No kurwa, weźcie wy się leczcie, co? - roztarł ramię. - Ona pewnie do niego pojechała, bo jej mówiłem, żeby coś zrobiła...
- Kepler, czasami jesteś debilem! - jęknąłem i odepchnąłem go, ponieważ blokował mi przejście. Jak wariat runąłem ku drzwiom, tak jak stałem, w stroju do ćwiczeń.
- No kurwa, zadzwońcie po psychiatrę! - dobiegł mnie jeszcze jego wrzask.
Przez miasto jechałem tak, jakby goniło mnie stado furii, po czym zahamowałem z piskiem opon po przeciwnej stronie ulicy niż dom Casillasa, nieomal demolując komuś śmietnik. W tym samym momencie z domu wypadła Sylwia, cała zapłakana.
- Sylwia! - krzyknąłem wyskakując z samochodu.
Podniosła głowę, uśmiechnęła się przez łzy i wbiegła na jezdnię.
Wtedy znikąd, cholera, pojawił się samochód, obrzydliwie żółty sportowy kabriolet, jadący z obłąkaną prędkością. Uderzył ją, a ona wyleciała w powietrze niczym szmaciana lalka i spadła kilka metrów dalej, uderzając o asfalt z potworną siłą.
Serce mi stanęło.
- Sylwia! - wrzasnąłem, pędząc w jej stronę.
- Sylwia! - znajomy głos był jak echo dla moich myśli.
Tymczasem kierowca żółtego samochodu wrzucił wsteczny i zawrócił, odjeżdżając z taką samą prędkością, z jaką przyjechał.
Padłem na kolana, nie bacząc, ze zdzieram je sobie na szorstkiej i twardej nawierzchni ulicy. Dotknąłem ramienia Sylwii. Żyła, ale krew ciekła z jej uszu i ust, a także z rozbitej głowy, tworząc wokół niej krwawą aureolę na asfalcie.
- Sylwia... O Boże, proszę, nie... - wyszeptałem.
Obok mnie klęczał Iker, z twarzą zalaną łzami.
- Sylwia! - wykrzyknął w ciemniejące niebo. - Co ja zrobiłem? Co ja ci zrobiłem!
_________________________________________________________________________
Wyrobiłam się przed El clasico dzięki Martinie, która reanimuje moją wenę a w razie czego pomaga w napisaniu. Po konsultacji fabularnej postanowiłam rozdzielić narracje na trzy osoby, ponieważ po wypadku Sylwia zamilknie i historia będzie opisywana przez Ikera i Xabiego.
Kończę bo właśnie rozpoczyna się mecz. Trzymam kciuki za obie drużyny! Niech wygra lepszy!
Nie mogłam się powstrzymać, żeby nie dodać tego gifa, który dedykuję Martinie :*
Fiolka :*
Och majciu, teraz całe El Classico przepłaczę przez ciebie! To takie smutne! Biedny Xabiś, biedny Iker i biedna Sylwia przejechana! I to takim żółtym paskudztwem!
OdpowiedzUsuńTylko nie mów że ona umrze...
OdpowiedzUsuńNo to się dzieje...
Trochę smutne ale Krysia mnie pocieszyła bo gol strzeliła..:)
Czekam na NN ;*
Przepraszam, że dopiero teraz, ale nie mogłam się oderwać od El Clasico. Dziękuję ci, Fiolu za ten przepiękny gif z Panem Xajebistym. Współpraca z tobą to dla mnie przyjemność :*
OdpowiedzUsuńKlasyk to dopiero jakaś masakra wyszła! Dać dupy na własnym stadionie? Co się dzieje z moją Barceloną :C
OdpowiedzUsuńOdcinek niezbyt przyjemną atmosferą zawiewa. Wredny Mourinho. Ale Casillas... tego nie znałam od tak agresywnej strony!
Czekam na nowość!
No nieźle, nieźle! Powiem, że tego to ja się nie spodziewałam. Kłótnia, bójka, wypadek. I potem co jeszcze?
OdpowiedzUsuńNie będę się wypowiadać na temat Klasyku, bo toż to normalnie masakra. Przegrać na własnym stadionie to wstyd i hańba! Chcę, żeby wróciła moja Barcelona :(
OdpowiedzUsuńJednak wracając do rozdziału... Cieszę się, że zdecydowałaś się podzielić narrację na trzy osoby. Na pewno wyjdzie to bardziej zrozumiałe, no i poznamy emocje innych bohaterów.
Rozumiem zachowanie Ikera, że był zły i rozżalony. Jednak jego wypowiedź do Sylwii była troszkę nie fair, bo pokazał się z jak najgorszej strony. Moim zdaniem powinien, mimo wszystko porozmawiać z naszą główną bohaterką jak na dorosłego faceta przystało.
W bardzo ciekawy sposób pokazałaś Pepe, którego w twoim opowiadaniu bardzo lubię (a przeciwieństwo rzeczywistości) :D Jego konspiracyjny telefon mnie po prostu rozwalił. Pokazałaś tą rozmowę po mistrzowsku.
Końcówka dramatyczna. Nie sądziłam, że słowa Ikera będą tak bardzo prorocze. Spełniły się jego słowa :( Coś czuję, że z Sylwią tak szybko nie będzie dobrze, bo uraz głowy to jednak nie przelewki.
Czekam na nowy.
Bardzo dobrze, że ukazałaś całą historię oczami całej trójki. Co do Ikera, to można zrozumieć, to, ze był zły, ale nie musiał wyżywać się na Sylwii, zawsze można porozmawiać... no i końcówka rozdziału. Myślałam, że dostane zawału. Pisz, pisz szybko następny i informuj mnie, proszę. Zapraszam na 6 rozdział, na estar-conmigo.blogspot.com. Pozdrawiam, Laurel:*
OdpowiedzUsuńMourinho zachował się jak ostatnia świnia. Takie rzeczy nie powinny wyjść poza mury szatni królewskich. Mam nadzieję, że Sylvia przeżyje, nie możesz jej uśmiercić.. Iker ostro zareagował ale to był dla niego szok, że Sylvia jest z jego przyjacielem. Mógł dowiedzieć się o tym przynajmniej w inny sposób. Czekam na nowość :) Przepraszam, że tak późno komentuję ale osttanio z niczym się nie wyrabiam niestety
OdpowiedzUsuńNajlepszy rozdział do tej pory. Jest taki... solidny, rozumiesz, taki z męskiego punktu widzenia. Nie ma jakiegoś roztkliwiania i tych rzeczy... Krótko, zwięźle i na temat. Strasznie mi się podoba. Fajnie, że pokazałaś wydarzenia z tej innej perspektywy, poznaliśmy nie tylko zdanie Sylwi i to jeszcze bardziej wszystko zagmatwało. Jest naprawdę coraz ciekawiej...
OdpowiedzUsuńTo dobry pomysł by opisywać tą historię ze strony Xabiego i Ikera :)
OdpowiedzUsuńJeny, wypadek?! Źle ! Ale czekam na więcej!
O kurcze... Mam nadzieję, że Sylwii nic poważnego się nie stanie, ale sądząc po tym, co napisałaś na końcu,tak się nie stanie. Jestem strasznie ciekawa jak potoczy się ta historia. A Twój Mou to skończony dupek ;)
OdpowiedzUsuńAle akcja! Tego się nie spodziewałam, ale takiego Ikera, też nie. Oby Sylwia wyszła cało z wypadku, niech to się jeszcze nie kończy. Świetny rozdział! Pozdrawiam! ; ))
OdpowiedzUsuńJeeej *.* Nie wierzę. Ale i dobrze, ze Iker tak zrobił, ja nadal w tym duecie wole go od Xabiego i koniec!! A ta końcówka... ehh ciekawe kto jechał tym żółtym samochodem... zabić normalnie. No ale Hiszpanów połaczyła tragedia, ze tak powiem ;/ Jestem ciekawa co z nią będzie, mam nadzieję, ze wróci do zdrowia :P
OdpowiedzUsuńmale-jest-wredne.blogspot.com ---> Zapraszam na rozdział 16 :P
Odcinek pełen akcji :D
OdpowiedzUsuńZaraz, czy ja dobrze zrozumiałam? To Casillas potrącił Sylwię? Ooooo, dowiem się za chwilę.
O, Boże! Ile tu się dzieje. Nie mogłam się oderwać od tego rozdziału, czytałam go na jednym wdechu! Mam nadzieje, ze naszej kochanej bohaterce nic się nie stanie, bo po prostu... ta historia musi się szczęśliwie skończyć, nie ma innej opcji! Czekam na kolejny z niecierpliwością. Pozdrawiam:**
OdpowiedzUsuń