wtorek, 5 lutego 2013
Rozdział czwarty
Minęły dwa tygodnie pełne wątpliwości i niepewności co do dalszej przyszłości mojej i Ikera związku. Kontaktowaliśmy się dwa razy i za każdym nasza rozmowa trwała nie dłużej niż pięć minut. Casillas przebywał obecnie na Bali razem z Sergiem Ramosem, Pepsem i ich dziewczynami. Proponował mi dołączenie do tego wesołego towarzystwa, ale doskonale zdawał sobie sprawę, że odmówię. Był koniec lipca a Madryt zalewały fale upałów przez co mnożyły się epidemie przeróżnych gryp i angin. Byłam zawalona robotą od rana do późnego wieczora a potem nie miałam już na nic ochoty.
Dwa razy widziałam się z Xabim, raz kiedy przyszedł uśmiechnięty na wizytę kontrolną. Za nim w kolejce było kilka osób, więc nie mogłam za długo z nim rozmawiać. Zbadałam go i odesłałam zdrowego z receptą na witaminy.
Drugi raz natknęliśmy się na siebie w supermarkecie. Xabier mieszkał niedaleko mnie w tej bardziej prominentnej części jednego z madryckich osiedli.
- Cóż za miłe spotkanie!- wykrzyknął ściskając mnie na środku sklepu.
Odpowiedziałam na uścisk z bardzo dużym jak na mnie entuzjazmem.
Zakupy dokończyliśmy razem, wymieniając uwagi na temat piłkarskiej diety i naszych upodobań kulinarnych. Xabi zaskoczył mnie swoją wiedzą na temat kuchni i gotowania, muszę to przyznać.
A potem... Potem pojechaliśmy do mnie.
- Nie wypada - rzekł Xabier, chwytając moje ciężkie siatki - aby dama nosiła takie ciężary. Odwiozę cię.
- Ale...
Uniósł w górę wolną dłoń.
- Odmowy nie przyjmę.
Odwiózł mnie więc i zaniósł moje zakupy z samochodu do domu. Zaprosiłam go więc, w ramach rewanżu, na szklaneczkę mrożonej herbaty. Usiedliśmy w trzcinowych fotelach na tarasie i rozmawialiśmy, tak jakbyśmy się przyjaźnili od lat. Xabi wypytywał o moją pracę, o to jak się czuję bez Ikera, a ja odpowiadałam, udając, ze nie patrzę, jak słońce wydobywa złotawe błyski z jego ciemnoblond włosów i zapala bursztynowe iskry w ciemnozielonych tęczówkach
Dwa dni później, tyle, że późnym wieczorem, siedziałam na schodkach tego samego tarasu. Powietrze było lepkie od wilgoci i gorące, gdzieś nad horyzontem pobłyskiwało. Atmosfera była ciężka od elektryczności.
Pociągnęłam łyk sangrii ze stojącej obok mnie szklanki i zadumałam się gorzko. Przed chwilą skończyłam rozmawiać z Ikerem przez telefon, jeśli to można było nazwać rozmową. Krótka, zdawkowa wymiana zdań, bez zwierzeń i wdawania się w szczegóły. Bez troski o mnie. Dlaczego? Dlaczego ten w gruncie rzeczy obcy człowiek, jakim był Xabi, potrafił mi okazać tyle ciepła, zrozumienia i uwagi, a mężczyzna z którym się związałam nie?
Zagrzmiało.
Nie tylko na niebie zbierały się czarne chmury, wisiały one także nad moim związkiem. Widziałam to coraz wyraźniej. Iker i ja nie byliśmy ze sobą, byliśmy obok siebie i odpływaliśmy coraz dalej, mijając się nieubłaganie niczym łodzie na rzece, pośród nocy. Nie potrafiłam tak żyć. Potrzebowałam ciepła, miłości i oparcia. Takiego, jakie dawał mi...
Odpędziłam od siebie pospiesznie tę myśl i towarzyszącą jej wizję rozświetlonych uśmiechem zielonych oczu, po czym spiesznie wypiłam sangrię do dna.
Wiatr targnął drzewami i trzasnął drzwiami tarasu. Na ramionach poczułam pierwsze krople deszczu. Nadchodziła burza.
Kilka dni później wesoła kompania wróciła do Madrytu, wcale nie tak wesoła. Iker miał rękę w usztywniającym opatrunku, efekt zabawy Pepe, który usiłował, w stanie niezupełnie trzeźwym, udowodnić, że jest jak Ibra i niechcący kopnął Casillasa w dłoń. Na szczęście obyło się bez złamania, kość była tylko pęknięta, ale uraz wymagał usztywnienia dłoni przez jakiś czas.
- Jaaaaa nie chciałem! - to było pierwsze co powiedział Pepe, gdy ich zobaczyłam, pojechawszy po Ikera na lotnisko. - To był wypadek!
Popatrzyłam na Keplera. Wyglądał jak zbity i bardzo nieszczęśliwy psiak.
Ramos, z oczyma ukrytymi za ciemnymi okularami tylko zachichotał, a Iker pomachał uspokajająco obandażowaną ręką.
- Pepe, nie ma sprawy - rzekł, chociaż w jego oczach widziałam smutek. - Nie przejmuj się.
Chociaż tego głośno nie mówił, wiedziałam, że Iker bardzo się przejął tym urazem. Ręce były jego narzędziem pracy, każda ich kontuzja mogła stanowić poważny problem, więc chociaż starał się robić dobrą minę do złej gry, widziałam wyraźnie, że jest przybity.
Mimo tego jednak poszliśmy na imprezę do Ramosa, chociaż wydawało się, że Iker nie bawi się zbyt dobrze. Snuł się tylko z melancholijną miną z pokoju do pokoju, piastując przed sobą z uwagą obandażowaną dłoń, wyglądając jak plama smutku między kolorowymi, rozbawionymi kumplami i ich dziewczynami. Wreszcie usiadł w fotelu, stojącym w nieco oddalonym od imprezowego zgiełku miejscu. Usiadłam na poręczy i pogładziłam go po czuprynie, niesfornej jak zwykle.
Siedzieliśmy tak chwilę, milcząc, wreszcie, aby przerwać te narastającą ciszę między nami, zaoferowałam się, że pójdę po drinki. Nie czekając na jego odpowiedź, zanurkowałam w rozbawiony tłumek.
Byli chłopcy z Realu, rzecz jasna, mignęło mi też paru z Barcy. Wydawało mi się również przez ułamek sekundy, że widzę Sarę Carbonero, ale trwało to tak krótko, że było to chyba tylko złudzenie.
- Wszystko z nim w porządku? - zagadnął mnie Xabi, ruchem głowy wskazując Casillasa.
- Martwi się ręką - odparłam zwięźle.
- Rozumiem - odparł. - Pepe też chodzi jak struty. Chyba ma poczucie winy.
- Wszyscy wiedzą, że nie zrobił tego specjalnie - westchnęłam. - To miły chłopak, tylko czasami ciut nieobliczalny.
Xabi pokiwał głową w milczeniu, przyglądając mi się. Poczułam, że się rumienię.
- Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, to jestem do twojej dyspozycji - powiedział, a spojrzenie miał nieodgadnione.
- Dziękuję - odpowiedziałam.
Wreszcie dotarłam do bufetu i chwyciłam dwa najbliższe drinki, nie patrząc nawet co to jest. Lawirując między gośćmi i starając się nie rozlać zawartości szklanek szłam powoli w stronę fotela, zajmowanego przez Ikera, koncentrując się na tym, co dzieje się przede mną.
Kiedy podniosłam głowę, to, co ujrzałam, raziło mnie niczym grom z jasnego nieba.
Poręcz, na której przed chwilą siedziałam, teraz zajmowała ona. Sara. Pochylała się nad Ikerem, trzymając dłoń pod jego rozchyloną koszulą. Jej włosy, muskały twarz Casillasa, a on... On się uśmiechał.
Wciąż się uśmiechał, gdy pocałowała go w same usta.
Nie zauważyłam nawet, że szklanki wypadły z moich rąk, tłukąc się na parkiecie. Nie zauważyłam, że od ich zawartości mam mokre buty i nogi.
Chciałam tylko stamtąd wyjść. Jak najszybciej.
Dławiąc się łzami przepychałam się między ludźmi. Wydawało mi się, że ktoś zawołał moje imię, ale nie zwróciłam na to uwagi.
Wypadłam na ulicę. Chłodny powiew owionął moje rozpalone policzki. Światła latarń rozmazywały się przed moimi zapłakanymi oczyma w drżące gwiazdy.
Stanęłam na środku jezdni, ocierając twarz dłońmi, nie bacząc, że rozmazuję sobie makijaż.
- Uśmiech, seniorita - zarechotał ktoś za mną.
Paparazzi. Było ich tu pełno, w końcu u Ramosa bawiły się same gwiazdy. Zasłoniłam się rękami, przygotowując się na błysk flesza.
- Nie waż się! - władczy głos przeciął ciszę nocy niczym trzask bicza. - Zostaw ją, albo będziesz odzyskiwał aparat u proktologa, gnido!
Flesz nie błysnął.
Opuściłam ręce. Paparazzo cofnął się niepewnie.
- Sylwia, poczekaj - ten głos, nie był już władczy. Był ciepły i delikatny. I bardzo znajomy. - Poczekaj, proszę.
Odwróciłam się.
Przede mną stał Xabi, w rozchełstanej białej koszuli, odsłaniającej jego muskularną, owłosioną pierś.
- Nie odchodź - powiedział cicho.
________________________________________________________________________
No cóż oddaję Wam czwarty rozdział tej historii :) Rozdział nie powstałby, gdyby nie moja przyjaciółka Martina! Specjalnie jej dedykuję uśmiech misia Xabisia :D:*
Miłego czytania :*
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
O rany, o rany, ojej. No się chyba normalnie wkurzyłam, Ikerku, ty bałwanie, ty! Żeby się na oczach Sylwii z tą Sarą lizać!!! Na głowach bym im te drinki rozbiła!!!
OdpowiedzUsuńXabiś jest za to taki kochany i dobry, że ojejciu. No słoneczko takie <33333
Dziękuję ci bardzo, uśmiech misia Xabisia to cudowna nagroda :D
OdpowiedzUsuńO jejuniu! Pomiędzy Sylwią i Xabim coś się święci! Ja to czuję w kościach.
OdpowiedzUsuńA to Iker patafian jeden. Nie miał co robić i z kim tylko z Sarą. Proszę Cię! Mieć taką wspaniałą dziewczynę jak Sylwia i zdradzać ją na jej własnych oczach?! To trzeba mieć nieźle poprzewracane w głowie.
Xabi to prawdziwy bohater! Uratował ją przed natrętnymi paparazzi (nie wiem czy to się odmienia?).
Nie mogę doczekać się kolejnego!
Pozdrawiam. :)
Dawaj szybko piątkę! Raz, raz! Nie mogę się już doczekać co będzie dalej!
OdpowiedzUsuńInformuj na blogach lub GG(2744736) ! :))
No nie, Iker no nieładnie zdradzać Sylwię. A ten Xabi.... cud, miód i malina :* Mam nadzieję że Sylwia będzie z Xabim :) A poza tym zapraszam na mój blog http://zapomniec-o-przeszlosci.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńbędę wzdzięczna jeśli skomentujesz :)
ale ten Casillas jest okropny nooo!
OdpowiedzUsuńGłupia Sara!
Czekam na nowość ^^
No to ja ich chyba rozstrzelam tam .!
OdpowiedzUsuńZaraz pójdę tam i po kulce w łeb oboje dostaną .!
Iiiiiker matole jeden .!
Taką dziewczynę .!?
Wstyd i hańba .!
Xabi ją obronił .. <3
TO takie słodkie ... <3
Iker jak mogłeś? Nie wierzę w to, że to zrobił, współczuje Sylwii. Na szczęście jest Xabi, który jej pomoże się ogarnąć i uwolnił ją od paparazzi. Czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńBosz! Jak ja nie lubię Sary. Brr..
OdpowiedzUsuńAle Xabi taki opiekuńczy i słodki. Aww..
Bardzo fajny rozdział!
Pozdrawiam! ; )
No to się ładnie porobiło, nie powiem...
OdpowiedzUsuńIker jest wyraźnie zafascynowany Sarą - pytanie tylko, czy jest to przejściowe czy już na stałe???
Burak z tego Ikera! Ciekawa jestem o jak dawna kręcił z Sarą. Na szczęście Sylwia ma jeszcze Xabiego.
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Liebster Awards ;)
Ehhh... Iker, Iker, Iker. No ja tak go lubiłam w tym opowiadaniu... To Sara go omamiła. Tak, tak na pewno było.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny!
Pozdrawiam! :>
Iker... Nie lubię takiego Ikera :( Trzeba mieć niezły tupet, żeby obcałowywać jakąś laskę na przyjęciu, na którym jest twoja dziewczyna... Wiedziałam, że Xabi za nią pójdzie. Sylwia przynajmniej na jego pomoc i wsparcie może liczyć.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Nie lubię Ikera w tym opowiadaniu. Jak on mógł całować się z Sarą? biedna Sylwia...
OdpowiedzUsuńNo nic, biorę się za czytanie kolejnego. :)