Nazywam się Sylwia Soriano Obrycka a tak zaczyna się moja historia.
Urodziłam się w Gdańsku ze związku Hiszpana Juana Pablo Soriano i Matyldy Obryckiej. Mój ojciec przyjechał ze słonecznej Katalonii wprost w mroźną, polską zimę gdzie zakochał się bez pamięci w eterycznej blondynce studiującej prawo. Gdy miałam pięć lat matka poznała bogatego Niemca dla którego zupełnie straciła głowę. Zostaliśmy z ojcem sami. Nie chcąc wychowywać mnie w kraju, który tak bardzo przypominał żonę, tata wyjechał ze mną do Hiszpanii.
Zapytacie mnie czy byłam szczęśliwym dzieckiem?
Odpowiedź jest dość prosta. Nie pamiętam matki, więc siłą rzeczy nie wiem jak to jest ją mieć. Juan Pablo jak mam w zwyczaju myśleć poświęcił wszystko żebym była szczęśliwa. Nigdy nie stał się pracoholikiem i każdą wolną chwilę spędzaliśmy razem. Moje dzieciństwo pachniało słońcem, plażą i zapachem pomarańczy, które tata obierał z iście mistrzowską precyzją. Nigdy nie ożenił się ponownie, myślę że nadal nosi w sercu mamę.
Gdy byłam nastolatką przeklinałam polskie geny, które sprawiły że miałam bladą cerę i jasne włosy. Wszystkie moje koleżanki smażyły się na słońcu chwaląc się potem w szkole piękną złotawą opalenizną. Ja po dłuższym pobycie w promieniach słonecznych byłam czerwona jak pieczony prosiak.
Nigdy nie mogłam zrozumieć chłopców, którym się podobałam. Być może byłam dziwnym zjawiskiem w kraju, gdzie większość dziewczyn ma ciemne włosy i ciemne oczy. Moje przypominały wzburzony Bałtyk zimą.
Tak poetycko opisywał je tata, gdy miał jeden ze swoich melancholijnych dni. Siadaliśmy wtedy przed telewizorem z wielkim pudłem lodów i popcornu oglądając ckliwe komedie romantyczne.
Nie cierpiałam zakończeń w stylu: "I żyli długo i szczęśliwie" Nigdy nie było tego szczęśliwie a prawdę mówiąc ze wszystkich wyrazów zostawało tylko samotne "i".
Tata zawsze był niepoprawnym romantykiem, który pomimo życiowych ciosów patrzy na świat przez różowe okulary. Taki był jego urok a ja nie potrafiłam powiedzieć mu prosto w twarz, że cała jego wiara w miłość jest gówno warta.
W wieku osiemnastu lat wyjechałam na studia do stolicy. Chciałam zostać lekarzem, ale wierzcie mi nie miałam pobudek altruistycznych. Po prostu los sprawił, że dobrze rozumiałam chemię, fizykę i biologię.
Przez następnych sześć lat zamieniłam się w kujona, ucząc się łacińskich zagadnień, ślęcząc na zajęciach w prosektorium i wlewając w siebie hektolitry kawy. Na piątym roku wiedziałam, że zostanę internistą.
W 2010 roku miałam dyżur na izbie przyjęć, gdy został do nas przywieziony mężczyzna po stłuczce niedaleko centrum. Pielęgniarki podnieconymi szeptami wymieniały się informacjami. Znały tego przystojnego bruneta o ujmującym uśmiechu. Starałam się delikatnie opatrzyć jego zranienia, aż moja starsza koleżanka z chirurgii zszyje mu rękę.
Ręce w dużej mierze były jego pracą, bo jak później się dowiedziałam do uniwersyteckiego szpitala przywieziono nam samego El Santo a ściślej mówiąc bramkarza i kapitana reprezentacji Hiszpanii Ikera Casillasa.
Zawsze myślałam, że piłkarza a szczególnie ci z górnej półki to banda zadufanych w sobie bufonów, którzy rwą panienki jak świeże wiśnie. Jak bardzo pomyliłam się, gdy dwa dni po wypadku zastukał do mnie kurier z naręczem jaśminu.
- Od kogo to?- zapytałam niskiego, zezowatego wyrostka.
- W kwiatach powinien być bilecik seniorita.- uśmiechnął się krzywymi zębami i już go nie było.
Zamknęłam drzwi szukając wśród pachnącego kwiecia liściku. Znalazłam go w końcu szybko przebiegając po nim wzrokiem.
"Dziękuję za troskę Sylwio czy mógłbym Ci się jakoś odwdzięczyć?"- przeczytałam pytanie napisane starannym, męskim pismem.
Pierwszy raz w swoim dwudziestosześcioletnim życiu poczułam się doceniona i mile połechtana.
Kilka godzin później w progu mojego mieszkania pojawił się sam Iker.
Zaprosiłam go do środka i sama nie wiem jak to się stało, że przegadaliśmy pół nocy. Opróżniliśmy przy tym dwie butelki wyśmienitego wina z RPA, które Casillas przywiózł z Mistrzostw Świata w Afryce.
Co się zdarzyło, że w końcu moje zimne serce coś poczuło? Nie mam zielonego pojęcia. Nie zakochałam się, ale z Ikerem mogłam rozmawiać o wszystkim i właściwie o niczym. Podzielał moją pasję podróżniczą, czytał te same książki co ja. Ani się nie spostrzegłam kiedy zostaliśmy kochankami.
W łóżku był czuły i wspaniały nie policzę ile razy doprowadził mnie do progu za którym rozpościerał się ocean rozkoszy. Potrafiliśmy się kochać wszędzie i o każdej porze dnia. Dzięki Ikerowi odkryłam, że można być z kimś, nie zaślepić się głupią miłością i przeżywać najcudowniejsze orgazmy na świecie.
Pewnie was to szokuje?
Możliwe. Nasz związek nie był konwencjonalny, nie czuliśmy wobec siebie zazdrości. Wiedziałam z kim się wiążę i że jego praca łączy się z paparazzi wystającymi za każdym rogiem ulicy i tabunami napalonych małolat chcących chociażby dotknąć dłoni świętego.
Szczerze mówiąc miałam to w dupie.
Tak długo jak Iker potrafił wycisnąć z moich ust krzyki rozkoszy tak nie przeszkadzało mi nic.
___________________________________________________________________________
Oddaję w Wasze ręce moje kolejne opowiadanie i mam szczerą nadzieję, że spodoba się Wam tak samo jak Otuleni Ciemnością.
Tematyka ciut inna, ale mogę Wam obiecać, że będzie się działo.
Miłego czytania!
Buziaki :*
No gorąco się zapowiada, gorrrrrąco! :DDDD
OdpowiedzUsuńNo, no zapowiada się świetnie. :D
OdpowiedzUsuńMmmmm Iker. :D I chyba Xabi namiesza? :D
Pozdrawiam!
Jezu. Nie wiem jeszcze jak mam na nią patrzyć. Tzn że ona go nie kocha?? Kocham tego ikera. I to prawda jesteś ogromną romantyczka!
OdpowiedzUsuńOsz kurde, nie spodziewałam się, że tak ostro zaczniesz :D Już chciałabym przeczytać następny rozdział, ciekawa jestem jak to dalej między nimi będzie i jaką rolę odegra tu Xabi;) Pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńBoze Ikeer. te opowiadanie zapowiada sie obiecujaco. Casillas kochankiem glownej bohaterki.... czekam na kolejny rozdzial :d pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńIker <3 kocham normalnie
OdpowiedzUsuńNawet jakbym nie kochała to bym czytała , za dobrze piszesz , żeby odpuścić sobie czytanie Twojego bloga :d
Czekam na następny z niecierpliwością :D
no no no, Iker zdradza Sarę? xD
OdpowiedzUsuńpoczątek bardzo mi się podoba i czekam na wiecej!
zapowiada się super opowiadanie! czekam na kolejne rozdziały! mogłabyś mnie informować na moim blogu o nowościach?
OdpowiedzUsuńOł.. Dla mnie Iker zawsze był uosobieniem takiego dobra i łagodności. A tutaj? Zdradza Sarę, no no, tego to ja się akurat nie spodziewałam, no ale cóż, czasami pozory nas mylą i to bardzo. Początek bardzo udany, więc z niecierpliwością czekam na dwójkę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Miałam nadzieję, że Twój nowy blog będzie w podobnym stylu co "Otuleni ciemnością" i nie myliłam się, zapowiada się super i naprawdę gorrrąco :D Przerzuciłaś się na Hiszpanię, dla mnie to jeszcze lepiej, a już Iker i Xabi - perfekcja. Informuj mnie koniecznie o nowościach!
OdpowiedzUsuńRozdział pierwszy, jak na wstęp, był w sam raz, podoba mi się spojrzenie na Ikera inaczej niż zwykle, w końcu nigdzie nie jest napisane, że on musi być grzecznym chłopczykiem... w łóżku ;D
Czekam na nowość!
Besos! :*
Zaczyna się wyśmienicie. Trzeba przyznać, że Sylwia dużo przeszła w swoim życiu, ale lata samoprzekonywania siebie i seksualny związek z Ikerem potrafią sprawić, że ból jest lżejszy.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny! :)
Obiecuję, że rozdział nadrobię jutro, a tymczasem zapraszam na nowość na http://rok-w-raju.blogspot.com :**
OdpowiedzUsuń